Felieton

Panendeizm Małpy

Przysłano mi email zapraszający na forum ateistów.

Tak to jest, jeśli z moich tekstów czyta się wyłącznie tagi. One są bardzo mylące, jeśli nie zna się kontekstu zawartego w felietonie.

Zresztą nie mam ochoty wdawać się w dyskursy filozoficzne na forach.
Ludzie są głupi, ja jestem głupia, o czym tu pleść?

Wiara jest dla mnie sprawą tak bardzo intymną, że widok modlącego się człowieka uważam za pornografię duchową.
I – wierzcie lub nie – pamiętam sceny z bardzo wczesnego dzieciństwa, takiego pieluchowego (bo ja niestety wszystko pamiętam), kiedy ogarniały mnie nieprzyjemne uczucia w sytuacjach modlitewnych. Dziś umiem te emocje nazwać, wtedy po prostu trudniej mi się oddychało.
To zażenowanie, zawstydzenie i poczucie przymusowego podglądactwa.

Zatem wiem, że nie wzięło mi się to z powietrza, czyli z wychowania albo jakiejś indoktrynacji.
Po prostu taka się urodziłam – z potrzebą odrębności od emocji i przeżyć otoczenia.

Żeby rozwiać wątpliwości, w tym także moje własne, wyznam, że najbliżej mi do panendeizmu. Jeśli ktoś ciekawy, to jest jakaś pobieżna charakterystyka w Wikipedii.
Ale to nie jest żadna definicja, żadna skończona fraza poznawcza.
Raczej jakiś drogowskaz, strzałka wskazująca kierunek.

Akt wiary, czyli decyzja o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Prezesem Wszechwszystkiego przyniosła mi ogromną ulgę tak emocjonalną jak intelektualną. Trochę ujarzmiłam potrzebę wyjaśniania i rozumienia wszystkiego, z czym się zetknę.
Uff, co za ulga, co za wolność!
Ponieważ kluczowym słowem mojego aktu wiary jest: odpuścić.

Powiedziałam sobie: nie jestem tutaj, żeby walczyć. Narzędzia nie walczą, narzędzia robią swoje i żyją własnym, wolnym – na ile to możliwe – życiem.

Mówiąc o sobie: narzędzie, mam na myśli osobiste przekonanie, że jestem tu i teraz dokładnie taka, jaka powinnam być. Oraz: że spotykam ludzi i sytuacje, które są mi dane po coś, a nie zrzucone jak wór śmieci na moją skołataną głowę.

Więc robię swoje… albo i nie.

Inna sprawa, że czasem robić swoje przypomina niestety walkę.
Ale jest to zmaganie się z konkretem: ze  zniewalającymi rozum przesądami, stereotypami i nieprawością wobec słabszych, a nie z losem czy ze światem.
Tu najbliżej mi do mistyków, którzy jeśli już otwierają usta, to mówią: jest tak, jak powinno być.

To wcale nie oznacza padania bez sił przed każdą przeszkodą, kiedy istnieją wyjścia z sytuacji.
A na ogół istnieją.

Najzabawniejsze jest to, że wiara nie jest dana raz na zawsze. Muszę sobie ciągle o niej przypominać, wykonując wciąż to samo ćwiczenie: odpuszczanie.
Z grubsza biorąc polega ono na zwieszeniu się fizycznie jak flak, oraz zaprzestaniu myślenia o danej sytuacji.
Tu pojawia się drugie kluczowe słowo: powierzenie.

Ba, wtedy najczęściej przychodzi, chachacha, rozwiązanie.

Powiecie: zwykły psychofizjologiczny trick?
Jasne, przecież psychologia spisała rozmaite ludzkie sposoby radzenia sobie z życiem i udaje, ze właśnie je odkryła.

I to by było na tyle w kwestii perspektywy osobistej, z jakiej stukam swoje felietony.
To bardzo powierzchowny, z konieczności pozbawiony niuansów obrazek.
Ale bardzo intymny.

Jak widzicie Ludziska, daleko mi do ateistów i daleko mi do wyznawców osobowego Boga, stworzonego na obraz i podobieństwo ojca R.

5 komentarzy

  1. Zamyśliłam się tak na poważnie czytając Ciebie 🙂

  2. Ludziska bardzo lubią etykietki, ponieważ świat wydaje się przyjaźniejszy kiedy ułożymy sobie wszystko wg. jakiegoś wzoru. Nic więc dziwnego, że wyłonili się ateiści, którym hasło: kościół jest be, kojarzy się z jednym. Ze mnie też próbowali zrobić na siłę agnostyka, bo nie mogli przeżyć, że nie można do szufladki wsadzić. To bardzo frustrujące dla zwierzęcia stadnego, które w trakcie rozwoju cywilizacji wyprodukowało indywidualistów i nie może sobie z nimi poradzić. Wiesz, tyle szufladek ilu indywidualistów to za dużo dla szufladkowców:)))

  3. Skoro jest tak, jak powinno być, to i zniewalające rozum przesądy mają być. Jak i wszystko inne, co jest. Takie, jak powinno być. Mimo że się komuś nie podoba.
    Robienie swojego też jest takie, jak powinno być. Więc i walka ze zniewalającymi rozum przesądami też jest jak trzeba. I odpuszczenie walki z przesądami jest ok. Bo jest.

    A jak nie jest takie, jak powinno być – to jest. Albo i nie.

    I nawet myśl, że wszystko jest nie takie, jak powinno być, też jest jak powinna być. Zenon chyba kiedyś do tego doszedł. Albo i nie.
    Pewien rodzaj rozważań prowadzi prosto do pewnego rodzaju rozważań.
    Więc kończę, zanim całkiem się zaplączę:)

    Natomiast zgadzam się bezapelacyjnie, że wiara to sprawa intymna. Czuję się jednak dość wyobcowana zachowując tę intymność.

Leave a Reply