News, Curriculum curiosum, Dziunia

Dzień Wydania

Najpierw chcę podziękować pierwszym czytelnikom i krytykom Dziuni. Oraz komuś, kto w znacznym stopniu przyczynił się do jej szczęśliwych narodzin – Dorocie Mickiewicz-Morawskiej. Ci, którzy towarzyszą mi od lat jako goście bloga pamiętają, w jaki sposób powieść ta przyszła na świat.
Rodziła się codziennie po kawałku, pisana on-line po jednym rozdziale. Trwało to nieco ponad trzy miesiące, zważywszy, że opuściłam kilka „piszących dni”. Zawsze z powodu jakiegoś drobnego kataklizmu. A to migrena, a to awaria dysku. Tu jest kawałek tej historii:

—————————–

Przerwa na przerwę: Bum


Tak wyraził się pierwszy czytelnik ostatniego rozdziału. Tego o palcach i myciu rąk przed dotykaniem.
Powiedział:
– Bum, kurwa, wiedziałem, że przestanie być wesoło!

Później dostałam mail od przyjaciółki. Napisała, że wszystko wszystkim, ale obawia się, że ludzie nie zechcą czytać o palcach i tym co można nimi robić. Napisała, że ludzie, a szczególnie mężczyźni mogą okazać się zbyt wrażliwi na TAKIE RZECZY.

Moja przyjaciółka chce, żeby moje teksty były czytane. Z jakiegoś powodu twierdzi, że są tego warte. Nie wiem jak się do tego odnieść. Lubiłabym myśleć w ten sam sposób o moich tekstach, lecz nie mam do nich właściwego dystansu. Nie mam, ponieważ to ja je napisałam. Myślę, że są takie, jak oczy Dziuni: dla jednych fascynujące, dla innych kaprawe. Tak być musi, tak to jest z tym podobaniem.

Ale ja piszę po to, żebyście czytali. O, właśnie. Taki zarzut usłyszałam ostatnio na portalu, gdzie felietonuję troszkę: „bo tobie chodzi o to, żeby ciebie czytali!”
Ba! – jak mawiał Lubuś.

Powiem tak: DOKŁADNIE po to piszę. Żeby czytali. Zabawne, nie przyszło mi do głowy, żeby pisać po coś jeszcze. Albo pisać i od razu kasować, żeby nie czytali.

Ale dość tych polemik. Napisałam we wstępie do Dziuni, że to jest powieść on-line. Tworzę ją na Waszych oczach i całkiem spontanicznie. Nie mam ściągawki w nogawce. Siadam i piszę.
Z trylionów możliwości wybieram jedną ścieżkę, którą podążam za Dziunią, skupiam wzrok na jednym szczególe, pomijając inne, może równie ważne. Lecz muszę dokonać wyboru, inaczej zagubimy się na zawsze. A zagadki i tak pozostaną zagadkowe.

Z jedną zagadką musimy się jednak uporać, nim rzeczy potoczą się dalej. Z zagadką wrażliwości czytelnika. I – co się z tym wiąże – problemem powinności autora, by tę wrażliwość uszanować.

Słowo honoru, chciałabym.
Słowo, że niczego bardziej nie pragnę niż napisać ŁADNĄ opowieść o Dziuni. Ona w pewien sposób zobowiązała mnie do tego.
Ale jest też  priorytet: pisać, jak było a nie jak powinno być.

A było tak: W łonie matki uciśnięta bandażem, przeklęta przez część rodziny, zapominana, rozdeptywana i zawstydzana.  Rozbierana do naga bez odrobiny prywatności w przedszkolu, karmiona na siłę. Sadzana z chłopcami, przezywana i ledwie tolerowana w szkole. Zamykana w szafie, wożona na motocyklu przez pijanego Tatusia, oglądająca akty nierządne i akty swawolne, tresowana sondą krowią, zapominana w szpitalu.
Cóż – jak mawia mój mąż – to jest jeszcze do strawienia. Zwłaszcza, że tragizm i komizm są tak blisko ze sobą, że czasem nie dają się oddzielić.
No, dlatego do tej pory było nam wesoło a tu nagle (kurwa bum), przestało.
Przez jakiś durny palec Pana Tadzia wszystko stało się takie… bum, niewesołe.

Dobra wiadomość jest taka: nic się nie stało a to BUM oznacza tylko, że weszliśmy w obszar zaminowany.
Obszar tabu.

"Twoja proza jest straszna, wiesz? W sensie: opisuje straszne rzeczy. Dla mnie to czysta abstrakcja na szczęście: ja dzieci znam tylko z zabawnych powiedzonek, a w najgorszym wypadku z krzyku: mama kup mi!!! Twój świat mnie przeraża, ale to przerażenie jest bardzo bliskie fascynacji…"

To jest fragment maila, który sekundę temu przyszedł. Mam nadzieję, że M. się nie pogniewa, że ją cytuje, ale tak bardzo na temat jest ten fragment.

Proszę, nie bójcie się odwiedzać ze mną miejsc, w których bywała Dziunia. Nawet, jeśli to takie parszywe dziury.
Będzie jej zapewne miło, jeśli z własnej woli zajrzymy tam, gdzie ona bywała, bo musiała. Będzie się czuła mniej inna, mniej obca. Albo i nie.
Przecież większość przygód Dziuni tak czy inaczej wychodzi jej na dobre. Sami zobaczycie.
Co jej nie zabija, to ją w końcu rozśmiesza.
Przecież o to właśnie chodzi.

Dlatego ostrzegałam na początku, że trzeba być uzbrojonym w poczucie humoru, żeby czytać historię Dziuni. Trochę cynizmu też się przyda, nie widzę w nim nic złego, to ważny mechanizm obronny człowieka.

Dziękujemy (Dziunia i ja) zaś: zaprzeczaniu i wypieraniu ze świadomości. Te mechanizmy na nic się tu nie zdadzą. Choć nie raz i nie dwa ratują nas przed szaleństwem, na tej konkretnej stronie www nie mają zastosowania.
Zachwyca mnie możliwość pisania w kontakcie z czytelnikami. Mogę usiąść i napisać dla Was odpowiedź, dodając, jak bardzo się cieszę z każdego komentarza. Każdego najmniejszego dowodu, że czytacie.
Ostatnia sprawa, ostatnia odpowiedź na dziś: czy Dziunia jest postacią literacką, wymyśloną dla potrzeb tej książki?
Nie.
Tak.
Może…

7 stycznia 2009 / 23:11

41 komentarzy

  1. To DZIŚ!!!!
    Gratuluję i cieszę się ogromnie! I chyba nie ja jedna – TYM RAZEM pojawienie się Dziuni na świecie jest zdarzeniem wyczekiwanym i radosnym (no, dobra, ze śmiechem czasem łzy czasem, jak to zawsze z Dziunią).

    I niech Dziunia fochów nie stroi, druga część jest również wyczekiwana, tyle powiem. I trzecia, dodam z taką pewną nieśmiałością.

    Znaczy się trzeba się ruszyć do księgarni 🙂

  2. Bardzo się cieszę 🙂
    Obawiam się jednak, że Dziunia już dawno przed wydaniem została przeze mnie okrutnie “spiracona” i rozkolportowana… 😉

  3. Powiem, nareszcie! Cztery lata na tę chwilę czekałam 🙂
    Druga część, no tak z grubej rury od początku, to już nie wiem czego spodziewać się dalej 😉

    Lecę jutro szukać “Dziuni”

  4. Pikfe, Ty Molu Książkowy, być spiraconą przez Ciebie to zaszczyt i honor.

  5. Ujmę to w najprostszy sposób: to nie jest jej wina, a tym bardziej moja:)

  6. Odpowiem na pytanie, które otrzymałam wczoraj drogą mailową wraz ze słowami przecudnej urody:

    Wydanie Dziuni NIC nie zmieniło w mojej codzienności. I chwała Panu.

  7. Zmieniło się. Usmażyłaś kwiaty akacji w cieście…

  8. Kurdę… wybaczcie mi, sorry, przepraszam, izwinicie, itd… (już więcej języków nie znam), ale, kurczę, o czym jest ta książka? Że o jakiejś Dziuni to wiem, ale czy o życiu, miłości, o pieniądzach, zdrowiu, czy może jeszcze o czymś ważniejszym? Aaaa, a może o religii – że też do głowy nie przyszło… Pyta “profan” – a więc odpowiedź nie jest konieczna, ale mile widziana… Tylko proszę przystępnym językiem, bo żaden ze mnie “intelygent”…

  9. Ze mnie też żadna jętelygientka. Ot, zwykła jętka:)

    Widzisz, to jest tak – ja pisałam o dziuniości praktycznej. Natomiast każdy czytający/czytająca ma własną odpowiedź na pytanie “o czym ta baba właściwie napisała?”

    Może ktoś zechce Ci odpowiedzieć…

  10. “Cwana bestia” – przypomniał się “40-latek” i jeden z lepszych odcinków… To chyba jest sztuka właśnie – stworzyć coś, co może być różnie odczytane, zinterpretowane… Tylko, czy to jest sztuka przez duże, czy małe “S” – sam nie wiem… Ale gów…ny ze mnie artysta – trochę tylko gram na gitarze…

  11. Też troszkę brzęczę i pojękuję przy tym. Mam na myśli gitarę, oczywiście.

    Szczerze mówiąc wali mnie serdecznie, czy jestem “artystką” w opiniach bliźnich, czy też czymś, co kot przywlókł z kompostownika i wypluł – pisanym przez małą literę na początku:)))

    Ważne, że mogę sobie z Wami pogwarzyć!

  12. Fuj, aż dreszcz przechodzi gdy się człowiek zanurza w tę scenę z Dziunią, która wyswobadza się spod nalanego tłuszczem syna Pani Róży.
    Coś takiego jest w tym pisaniu, że się chce zajrzeć do kuferka, zobaczyć co za zakrętem… że się człek zaciekawia, że się wypiek na twarzy może pojawić onomatopeją “co dalej, co dalej?”
    Niesztampowe, przesycone życiem i emocjami.

  13. O, to jest to, na co czeka każdy opowiadacz: pytanie “co dalej?”.

    Największa nagroda dla waszej oddanej Małpy Piszącej Różne Rzeczy:)))

  14. Gdzie można kupić Dziunię ? U nas jak wiesz Aniu nie ma ksiegarni czy pojawiła się w okolicznym mieście ?
    Muszę ją mieć koniecznie !!!!
    Buziaki
    A jak już kupię to poproszę o osobistyczny autograf 🙂

  15. Nie mam pojęcia, Rozgarnięta.
    Ja też jej na oczy nie widziałam, ale ponoć jest w Empikach oraz księgarniach internetowych.
    Ty, to przynajmniej jesteś z MIASTA. U mnie na łąkach tylko nie mamy księgarni, ale ostatnią książkę na tych terenach widziano za caratu.

  16. Czytam “Dziunię” 🙂
    Cha,cha, za oknem leje, mam dużo czasu na czytanie 🙂

  17. “Dziunia” porwana przez żonę, nie czytam więc, za oknem sporadyczny błękit nieba…przestało lać. Łąki się kwiecą bajecznie, kosiarki ,traktorki i inne kosy spalinowe spokoju nie dają, ach gdzież są niegdysiejsi kosiarze, sierpiarze i inni metalowcy ..? Całe szczęście,że wokół wielka rodzina ptasia koi me uszy zmęczone. Tymczasem znikam, serdeczności zasyłam 🙂

  18. Owmorde, Kay, aż tak się wkurzyła, że porwała?

    Roma, Ty też swój egzemplarz porwałaś?
    Ja jeszcze nie widziałam jej w formie książkowej, więc porwę (albo poszarpię zębami) dopiero, kiedy dojedzie kurier. A tak prędko nie dojedzie, bo daleko od szosy.

    Dobra, pośmiałam się, teraz do rzeczy: już trzy razy przyrządzałam kurki, zapowiada się naprawdę dobry rok!

    Nie mam pojęcia, o jakich deszczach mówicie, nad moją doliną słońce świeci jak kwarcówka, wszystko rośnie, aż szumi, dziś w nocy koło domu wyrósł nam nawet… samochód. Maluch. Malutki, uroczy, dwudziestodwuletni brzdąc:)

  19. 🙂 “by język gientki był i” …. “porwana” – uprowadzona,zawłaszczona, zajęta aneksją krótko terminową, a żona jak się wkurza to tradycyjnie wrzeszczy i tłucze talerze i inne porcelany, porwana była ale to inna historia cygańska 😉 spokojnie “dziunia” dotrze do mnie w całości…jakkolwiek to brzmi. a …, to ja poproszę o kwarcówkę pod którą rosną takie białe obiektywy fotograficzne mogę poczekać kilka nocy, ja cierpliwy jestem 😉

  20. O, ja też byłam porwana. Uprowadzona.

    Jest jeszcze taka możliwość: Twoja żona porwana przez książkę. Ale nawet nie śmiem o tym marzyć:)))

  21. Moja jest głaskana, pieszczona i śpi ze mną. Dzisiaj po przebudzeniu zauważyłam, że jest dwa rozdziały dalej niż pamiętam, widocznie po zaśnięciu dalej czytałam 🙂

  22. Ciesze się bardzo ,będę na Mazurach, wiem jak książkę zdobyć i to będzie …bardzo udany Urlop a po autograf kiedyś także dotrę.To by było na tyle, bo do głębszego rozwijania wątków nie mam talentu.

  23. O, nareszcie ktoś się odzywa:) Już się bałam, że się wszyscy ob-ra-zili!

    Zenia, a zważ, że ja mieszkam 5 km od granicy z Mazurami, dojedziesz nawet na deskorolce…

    Byłaby to miła odmiana po 2 latach czekania, aż ktoś (ktokolwiek) spełni swoją groźbę i mnie odwiedzi.

    A rok mamy piękny i płodny. Nawet bociany w gnieździe mamy trzy (wszystkie narodzone przez cesarskie cięcie). Nie wspominając o inwazji żuczków (złotych oraz zielonych), komarów tylko troszkę mniejszych od wróbla, oraz czegoś, co przemieszcza się każdego wieczoru jak obłok szarańczy (ale nie atakuje!).

    Uff, ale jestem gadatliwa…

  24. Do książki robię podchody od dwóch tygodni. Podchodzę do regału i oczu od literek oderwać nie mogę i dziś nastąpił przełom . 1\ 3 przeliterowałam i głupio mi było tak w tym Empiku wystawać, kupiłam i jestem zachwycona. Dawno nie czytałam tak zestawionych myśli – to jest the best:) pozdrawiam

  25. Dziękuję Pani.
    Dawno nie czytałam takiej książki, a patrzyłam na nią, a kartkowałam…….
    Tak zestawionych słów nie czytałam bardzo dawno pozdrawiam

  26. Książka, na początku dość dziwna… potem niebywale wciągająca… utożsamiam chwilami Dziunię z moim synkiem – wcześniakiem – podobne zachowania, podobne spięcia na linii styków nerwowych 🙂 DZIĘKUJE za tak miłą lekture! Kiedy część druga?

  27. Dziękuję za Twoją opinię, Paula. Nawet nie wiecie (albo i wiecie) jak ważne jest to przy pisaniu dalszych losów Dziuni, kiedy czytam, że ktoś na nie czeka…

    Piszę. Napiszę. Jeśli nie będzie końca świata i wciąż będę miała te parę szarych komórek, to powinnam skończyć… za jakiś czas:))))

  28. Dzisiaj skończyłam.
    Kiedy zaczynałam, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Bo Dziunia taka niepozorna, z okładki nijak się nie narzuca. Za to spomiędzy okładek… omatkoprzenajświętsza, dawno mi się nie podobało tak polskie pisanie. I pewnie długo mi się nie spodoba, dlatego czekam na następną część.

    Język powieści zachwyca, mnie przynajmniej. Jestem pod wrażeniem.

    Dziękuję za miłą lekturę i pozdrawiam 🙂

  29. Dziękuję. Bardzo. Zazwyczaj nie brak mi słów, ale akurat mi przychodzi tylko DZIĘKUJĘ. Za miłe. Słowa.

  30. Kurde! Tyle nowych twarzy.
    Pasowałoby coś powiedzieć, żeby się (popisać;) )
    I kiedy trzeba, to Rollins jak zwykle nie ma nic do powiedzenia.
    Taki to ze mnie nieudacznik 🙂

    A o tej całej Dziuni i książce nie będę się wypowiadał, Bo to taka babska książka, jak widzę.
    No dobra – damska książka 🙂
    Więc mi, jako facetowi, nie przystoi zajmować się damskimi sprawami 🙂

    Wobec tego miłej niedzieli Państwu życzę i pozdrawiam

  31. A jednak Ci się udało popisać, Rollinsie kochany:)

    Dwóch najzagorzalszych wielbicieli Dziuni – tak się składa – to… faceci z krwi i kości. Nie moich wielbicieli, bo takowych dawno rozpędziłam na cztery wiatry, tylko, chachacha, powieści.

    Ale, jak mawiał ojciec Dziuni: Jedni lubią kluski w zupie, inni wolą piórko w… kapeluszu.

    On klusek nie lubił:)

    buźka, Rollins!

  32. Ani to babska książka ani kobieca. Nie jest też męska. Jest poruszająca, przerażająca, czasem jest śmieszna – bo absurd bywa równie śmieszny, co straszny. Jest mocna. I jest świetnie napisana. Rollins – przeczytaj, a sam zobaczysz, jaka to babska czy kobieca literatura.

  33. “Dziunię” przytargałam z biblioteki, wchłonęłam w ciągu dwóch wieczorów i nie mogę pozbyć się jej z głowy. Najpierw był śmiech, bo taka śmieszna ta Dziunia, ale później stopniowo śmiech zamierał na ustach i nachodziła refleksja, biedna ta Dziunia.
    To książka dla każdego, bez względu na płeć.
    Dziękuję za lekturę i z taką pewną nieśmiałością proszę o więcej 🙂

  34. Dzięki, Evita, staram się pisać codziennie, bo dzięki Wam-czytającym i dającym znak rozpoznania mam dużo większą motywację i napęd. Co jest, jak bum cyk, cyk, wcale do mnie niepodobne. Zawdzięczam Wam niezłą formę, Ludzie!

  35. Pani Anno,
    wczoraj zaczęłam czytać “Dziunię”, a już nie mogę się doczekać następnej części. Dziękuję za tak wspaniałą książkę. Zamówiłam już egzemplarz dla siebie(czytam biblioteczny), mam nadzieję, że moja córka też ją kiedyś przeczyta.
    P. S. Cieszę się, że nie tylko ja wolę papier od ebooka;-)
    Pozdrawiam serdecznie
    Ela

Leave a Reply