Rzeczywistości
Dwudziestego pierwszego września w naszej dolinie nastał pierwszy mróz. Zakradł się o czwartej nad ranem, liznął zaokienny termometr, któremu szczęka opadła do minus trzech. Rozsiadł się w malinowym chruśniaku, wywołując lekką panikę wśród dojrzewających owoców.
Jabłka, już nie zielone, ale wciąż nie czerwone jęknęły chórem, budząc muchy, które wszelkimi szparami poczęły wpychać się do chałupy. Gwiazdy na czarnym niebie szczękały zębami, drżąc. Kiedy już całkiem zbladły z zimna, zaczęło wstawać słońce.
Wyplątałam się ze śpiwora, żeby niczego nie przegapić. Od strony rzeczki zagęgało przenikliwie i nad stodołą przeleciał klucz gęsi. Sikorka rozdarła dziób jazgotliwie.
Na oszronionej łące przed chałupą stały trzy sarny, gapiąc się na mnie. Ja też się zagapiłam, bo ładne. Po chwili jedna z nich ukłoniła mi się grzecznie. Odkłoniłam się. Wtedy odeszły w las.
Słońce wzniosło się ponad drzewa i wszystko zaczęło parować z radości.
To moja rzeczywistość.
Choć mówią mi, że jestem kompletnie oderwana od rzeczywistości. Bo zadaję głupie pytania i często się dziwię.
Na przykład:
– Co to jest sukienka od Zienia? – zapytałam, budząc grozę u lepiej rozwiniętej umysłowo koleżanki.
– To ty nie wiesz? – wykrzyknęła gromko, gromy spod rzęs na mnie ciskając. – To jest zajebiście droga, niesamowicie trendy i w ogóle dla przeciętnej śmiertelniczki niedostępna kiecka!
Zamieniłam się w truchło, truchlejąc. Uświadomiłam sobie, że ja tę kieckę niedostępną, niesamowitą i trendowatą otrzymawszy w podzięce za drobną przysługę, zwinęłam ją w kłąb i wcisnęłam do plecaka razem z brudnymi skarpetami. Teraz rozumiem te spojrzenia nierozumiejące! Świętokradztwo popełniłam, choć nic świętego nie ukradłam.
Od dziś będę traktować szmatę z należytym szacunkiem, oprawię ją w ramki i powieszę w strefie sacrum, nad głowami łoża małżeńskiego.
Fakt, od czasu do czasu zdarzają mi się czołowe zderzenia z tymi warstwami rzeczywistości, w których na co dzień nie goszczę.
Ze dwa, czy trzy lata temu temu przyjaciel zadzwonił do mnie z zaproszeniem „na kubicę”. Przegłodziłam się więc solidnie i poszłam. Siedzimy sobie z tym przyjacielem w jego apartamencie i gapimy się w telewizor. Wielki na całą ścianę, więc wytrzeszczam oczy się, bo jeszcze takiego nie widziałam.
W środku tegoż ustrojstwa pędzą jakieś samochody, hałas zasnuwa mi oczy mgiełką, ale czekam cierpliwie, chociaż w brzuchu mi burczy z głodu. Na dodatek z aneksu kuchennego nie dobiegają żadne dźwięki gotowania, ani zapachy obiecanej kubicy.
Mija godzina, a ja moczę usta w kawie, przyglądając się, jak mój przyjaciel wlepia gały w ten telewizor.
Wreszcie pytam nieśmiało:
– A ta kubica to długo jeszcze?
On na to:
– Przecież już jechał!
I za nic na świecie nie mógł zrozumieć, dlaczego, ach, dlaczego dostałam prawie śmiertelnego ataku śmiechu, a na koniec pożarłam mu całą resztę suchego chleba.
Z drugiej strony też bywa zabawnie.
Zaprosiłam ja z kolei krewną swoją na „wieczór spadających gwiazd”, a ona pyta ze zdziwieniem:
– To wreszcie kupiłaś telewizor?
Ta moja krewna z pewnością rozpoznałaby z odległości stu kilometrów sukienkę od Zienia, chociaż na widok ropuchy wskoczyła do samochodu i chciała uciekać. A przecież to takie słodkie stworzonko.
Zderzenia różnych warstw rzeczywistości bywają zabawne, jeśli przy ich przekraczaniu używa się – jako bufora – poczucia humoru. Gorzej, jeśli zamiast dobrze się bawić i uczyć nawzajem, ludzie uważają własną rzeczywistość za jedyną obowiązującą normę życia na Ziemi, a dominującym narzędziem poznania jest czujna nienawiść do inności.
Ale o tym sza, to jest humoreska, a nie moralitet.
Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim 25 września 2012 / nr39
No wiesz !!! Ja mogłabym Zienia w ramki i na lodówkę bo na zwykłą śmiertelniczkę nie wejdzie – rozmiar „0” .
A poza tym jest piękna i Ty w niej pięknie wyglądasz.
Co do Kubicy to też bym zjadła :))
Buziaki
P.S.
Nauczyłam się obsługi i teraz będę komentować !!!!!
No nie wiem, ale bardzo mnie ciekawi mina Ani siedzącej przed tym ogromnym telewizorem i „oglądającej” Kubicę (czyli wyścigi Formuły 1).
Już samo to, że dała się zaprosić na tak „porywający” spektakl spowodowało u mnie nie lada zdziwienie.
Sam (chociaż facet ze mnie raczej 100%) nie za bardzo lubię oglądać Formułę 1. Fajnie się to ogląda z kimś, kto się na tym naprawdę zna. „Ten prowadzi, ale jeszcze nie zmieniał opon, ten jest drugi, ma inne i być może dojedzie bez zmiany” i tym podobne teksty.
Wtedy oglądanie staje się ciekawe.
Tak samemu, to nie jest to zbyt emocjonująca rozrywka (dla laika).
Aniu, jak tam Ci się oglądało i jak dałaś się namówić? Ten przyjaciel instruował Cię trochę co na czym polega, czy tak nic? Tylko suchy chleb… 😉
PS Sukienka od Zienia…
Zawsze mówię, że kobiety się stroją i malują tylko i wyłącznie dla siebie. Facetowi na tym nie zależy, a często nieumalowane prezentują się po prostu lepiej.
I człowiek nie boi się dotknąć, czy pocałować 🙂
A sukienka od Zienia na pewno żadnego faceta by nie wzruszyła…
Takie jeszcze pytanko. A co serwuje się na takim „wieczorze spadających gwiazd”? Bo chyba nie ogląda się tego o suchym pysku i suchym chlebie? 🙂
Lepiej Rozwinięta, nadal jestem do tyłu w porównaniu z Tobą – mianowicie na obcasach tracę równowagę, gdy Ty posuwasz krokiem modelki:)Na dodatek potrafisz jednocześnie stać na obcasach i prowadzić konwersację!!!!
Na wieczorze spadających gwiazd serwuje się emocje, Rollins. I w ogóle jaka Formuła? Ja szłam na jedzonko o nazwie "kubica". Sądziłam, że to rodzaj kulebiaka, albo inna zapiekanka czy coś na kształt kiszki ziemniaczanej:)
Ale czyż nie lepiej ten emocje jakoś wzmocnić, czy bardziej upamiętnić, podjadając np smaczny torcik, czy popijając dobre winko?
Haha! Ania myślała, że kubica to coś do jedzenia. Dobre 🙂
Z tekstu wydedukowałem, że myślałaś może, że to jakieś święto, jak np kupała i że będzie tam pełno smakołyków, a tu… telewizor i suchy chleb.
Ale musiałaś być zła 🙂 A najgorsze, że pretensje, to tylko do siebie, więc nawet wyładować się na kimś nie było sposobu 🙂
Dobra, dość podśmiechujek
Miłego dnia
Oglądam Formułę 1, nawet teraz jak Kubica nie jeździ.
Sukienka, a co to takiego 🙂
Gafy, nieporozumienia, literówki, oj tam. Zawsze można udawać blondynkę 😉
A ropuchę ostatnio wynosiłam na łopatce, żywą! Taką brązowa, śliczna była:-)
Bartuś, a próbowałeś z zadartą do gwiazd głową coś zjeść albo wypić? Ja zamykam usta , bo taka gwiazda może wpaść prosto w dziób 😉
Ja tu upraszam o zrozumienie dla takich, co nie mogą dostawać ataku śmiechu, bo im szwy puszczą i oczko temu misiu się zepsuje jeszcze bardziej 🙂
A świty obłędne ostatnio pstrykałam z wielkiego okna na 5 piętrze szpitala MSWiA (zresztą zachody również) – oj, działo się na niebie!
Chyba jutro zrobię kubicę 🙂
Czy mam napisać coś smutnego zatem? Też nie, bo oczko łzą spłynie i będzie szczypało. Ludzie, ślijcie Dorotce życzenia zdrowia i ran wygojenia bez bólu, bo następna humoreska mi przychodzi do głowy. Dorotka, śmiej się półgębkiem, czy jakoś tak:)
Rollins, czekaj no… podśmie… kogo dość?
Roma, a ja słyszałam historię o ropusze w sedesie. Przyszła z misją zwiadowczą w temacie „jak rzyć”.
Półoczkiem będę się śmiała 🙂 Ależ pisz i do śmiechu i do płaczu, tylko tu śmiech wystąpił w formie ataku nagłego.
Dorota, zasłoń to oko jak będziesz czytała. Nie będzie widziało , nie będzie się śmiało 🙂
Szybkiego powrotu do zdrowia życzę!
Roma – dziękuję 🙂
A oko i tak zasłonięte, od patrzenia jednym oba się śmieją.