Humoreski ponure, Tygodnik Ciechanowski

Nic śmiesznego

Wolałabym ucałować świński ryj i dodatkowo zad, niż jechać w upalne popołudnie do Warszawy drogą krajową numer 61. Ale czasem tak się sprawy układają, że wcale się nie układają i trzeba je poukładać ręcznie, u stóp urzędnika. Nic śmiesznego. Nic a nic.
Zaczęły się wakacje, a to dla wielu oznacza pęd do miejsca przeznaczenia z prędkością ile fabryka dała. Na dachach powiewają rowery, w środku bachory oglądają filmy, a tata dociska gaz do dechy, ufny, że komputer pokładowy będzie za niego myślał, a poduszki powietrzne zapewnią nieśmiertelność. 
Miejsce przeznaczenia to może być plaża, dacza na Mazurach lub namiot nad jeziorem. Albo przydrożny rów, drzewo, worek na zwłoki i wiekuiste wakacje pod ziemią. Nie, zdecydowanie nic śmiesznego.
Ja nie mam poduszek powietrznych i komputera, który za mnie myśli, więc muszę odmawiać zdrowaśki. Żeby mi nie wyskoczył rowerzysta, pijak lub matka z dzieckiem na drodze bez pobocza w chwili, kiedy z rykiem wyprzedza mnie ciężarówka z DHL-u. Żeby mi zza górki nie wyjechał na czołowe jakiś europoseł. Żeby dojechać do celu, chociaż na oko, biorąc pod uwagę co oko to rejestruje, jazda po tych drogach to rosyjska ruletka w wersji hardcore. Kiedyś pisałam cykl felietonów satyrycznych pod wspólnym tytułem Zołza za kółkiem.
Miałam o czym pisać, robiąc ponad sto tysięcy kilometrów rocznie, jak jakiś cyrk objazdowy. Później wyjechałam do Anglii i przez długie lata nie napisałam słowa na tematy drogowe, bo na drogach nic się nie wydarzało. Nuda, nikt nie próbował mnie zabić. Ba, nikt nawet nie próbował mnie wyprzedzać, kiedy przez pierwszy tydzień jeździłam z prędkością czterdziestu kilometrów na godzinę, bo mi się zapomniało, że oni rysują znaki drogowe w milach. Wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby taki jołop blokował ruch na polskiej drodze? Nic śmiesznego, nic a nic.
U nas na kurpiowskiej wsi pachnie zboże, śpiewają ptaszki i żyjemy sobie daleko od szosy. Wydawałoby się, że kwestie bezpieczeństwa jazdy nas nie dotyczą w tym edenie. Ja też tak sądziłam, a za tym osądem szło działanie. Rozpinałam pasy z ulgą, kiedy tylko zjeżdżałam z asfaltu. Ale już nie. Teraz jestem zapięta aż do chwili, kiedy parkuję za stodołą, a jeszcze się rozglądam.
Na nasze polne drogi już dotarło ogólne zidiocenie, pogarda dla rozumu i dla życia. Własnego i innych. Co śmiesznego może być w mleczarce, pędzącej stówą wąskim korytarzem między zbożami? Albo w trójce nastolatków w zielonym tico, którzy wypadli z lasu z prędkością osiemdziesiąt na godzinę wprost na dwoje staruszków wracających z niedzielnej mszy? Też w tico zresztą, tylko w czerwonym.
No dobrze, było tam coś śmiesznego, z tym, że trzeba mieć specyficzne poczucie humoru. Śmieszne było to, że ta trójka kretynów, ociekając krwią i kulejąc usiłowała ukryć swój rozbity w drobny mak samochód w stodole sąsiadów. Wynajęli w tym celu ciągnik rolniczy, zostawiając staruszków we wraku na środku pola. I co, śmieszne? Litościwa dusza wezwała pogotowie, a policja przez cały dzień przeczesywała okolice w poszukiwaniu zielonego tico, upchniętego w krzakach za oborą. A wszystko to w miejscowości liczącej pięćdziesiąt kilka dusz.
Na wiejskim festynie podziwiałam dzielnych strażaków w pozorowanej akcji ratowniczej. Kilka godzin później ci sami strażacy przeprowadzali podobną akcję ratowniczą na pobliskim skrzyżowaniu, wyciągając z rozbitych aut uczestników tegoż festynu. Nie, zdecydowanie nie ma w tym nic śmiesznego.

Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim 10 lipca 2012 / nr28

14 komentarzy

  1. Jako że ja również w Anglii sporo czasu byłem, więc porównywanie stanu ich dróg i stanu naszych, to zdecydowanie nic śmiesznego (dla nas, bo dla Anglików jak najbardziej)

  2. Nie porównywałam stanu dróg, Rollinsie. Porównywałam stan umysłu kierowców. Ale skoro już przy tym jesteśmy, to Angolom te drogi nie spadły z nieba, ani nie zbudowali im ich niewolnicy z kolonii. Drogi są układem krwionośnym państwa i ich zbudowanie i utrzymanie jest zrozumiałym priorytetem w miejscach, gdzie rządzi jakiś odprysk rozumu. Nie tu. Dlaczego? Tu są inne priorytety, urojeniowo-wielkościowe oraz pazerno-podsiębiorcze.
    Jeśli już porównujemy, to idźmy dalej: porównaj Urząd Skarbowy w Polsce z ichnim odpowiednikiem. Mieści się zazwyczaj w jakimś skromnym budynku, a nawet w kontenerze. Nie w pałacu. U nas? Siedziby władzy? Złote pawie na dachu zakichanego urzędu? Wymieniać dalej? Tam są nasze drogi i nasze emerytury. I na Kajmanach.

  3. Nie mówię, że porównywałaś stany dróg w obu krajach.
    To była tak moja luźna uwaga.

    Co jak co, ale piszesz jasno i konkretnie, a mi zrozumienie Twoich artykułów nie sprawia problemów. Przynajmniej na razie.

    Tak jeszcze dodam (luźno) z moich obserwacji, że Polacy są o niebo lepszymi kierowcami, niż Anglicy.

    Ale to może warunki na drodze nauczyły nas tej sztuki.

  4. Chwała Panu, że jestem rozumiana:)
    Przynajmniej przez Ciebie Rollins.

    Zadumałam się nad Twoją uwagą o lepszości. Z pewnego punktu widzenia masz rację, muszę jednak zauważyć, że z innego jej nie masz:) Dobry kierowca, to żywy kierowca. I żywe stworzenie, które stanęło mu na drodze.
    W Polsce, kraju „dobrych kierowców” trup ściele się gęsto jednakowoż.

    Do miłego, Rollins.

  5. No to, żeby skonkretyzować.
    Polacy są lepszymi kierowcami, czyli w miarę dobrymi, Anglicy słabymi.

    Cóż z tego za powód do dumy, jeśli większość z tych w miarę dobrych, myśli, że są mistrzami kierownicy, a co by się nie działo, oni na 100% wyjdą z opresji.

    A tak szczerze, to ta większość właśnie w ogóle nie myśli. Na pewno nie na drodze.

    Udanego słonecznego, letniego dnia

    PS Nie mówię wszystkiego od razu, bo chcę sobie pogadać, a jeśli bym jednym postem temat wyczerpał, to nici z pogawędki 😉

  6. Włos się jeży na głowie, durnota nie ma granic.
    Będzie jeszcze gorzej, pokolenie wychowywane bezstresowo właśnie zasiadło za kierownicą.

  7. To [pokolenie wcale nie jest bezstresowe. Może i wychowywane „bezstresowo”, ale my, Polacy, mamy w genach mądrość życiową, więc durne to pokolenie na pewno nie jest.

    To się właśnie imbecylom rządowym nie powiodło – chcieli to pokolenie maksymalnie ogłupić, ale to pokolenie zna swoje prawa, zna swoją wartość i jest jeszcze bardziej cwane, niż starsze.
    W kaszę sobie nie da dmuchać.

    PS A to, że życie ludzkie nie przedstawia dla nich większej wartości, to inna sprawa i… jest to dla mnie całkiem zrozumiałe.

  8. Bezstresowo, to było tylko założenie teoretyczne. Wyszło bezuczuciowo, bezwartościowo i bezrozumnie.

  9. A Ty Rollins genetyk jakiś jesteś? Mądrość w genach? A w którym chromosomie ta rzekoma mądrość się przechowuje, hę?

    To raz.
    A dwa: W czym konkretnie się ta (póki co, na tym, etapie dyskusji rzekoma) mądrość przejawia? Hę?

    Lubisz pogawędzić:)

  10. Nie jestem genetykiem i pytanie jest dla mnie stanowczo za trudne (przyznaję się).
    No przecież nie mogę wiedzieć wszystkiego. Pękłbym z pychy 🙂

    Na drugie pytanie odpowiem trochę pokrętnie (bo i rzeczowo niezbyt łatwo odpowiedzieć).
    Mądrość życiową Polaków oceniam na przykładzie (porównania) głupoty życiowej innych nacji.
    Tego chyba nie muszę tłumaczyć. Ania była np w UK, Ania wie (jacy tam „geniusze” pomieszkują) 🙂

    Lubię pogawędzić, ale wtedy, kiedy mam czas.

    Al;e sprytnie wybrnąłem. Jestem z siebie dumny 🙂

    Miłego dnia – ponieważ pogoda dopisuje, więc jestem pewien, że miły będzie(jest)

    PS Wiem, że kolorowych czasopism nie czytujesz, ale wczoraj, zupełnie przypadkowo, obiło mi się o uszy, że w „Pani Domu” podają jakieś „super extra przepisy” na potrawy z kurek.
    Więc, wiedząc o Pani upodobaniach kulinarnych, śmiem czym prędzej powiadomić, na dowód ten oto link pozwolić sobie podać http://tnij.org/rjn1 🙂

  11. Byłam. 7 lat. I mówię z całą stanowczością: stężenie idiotów na milę kwadratową pod Liverpoolem jest takie samo, jak stężenie kretynów na kilometr kwadratowy pod Szczytnem. Dekoracje są inne i ekspresja odmienna kulturowo, ale stopień nasycenia powietrza stupidatorami jest constans across the world:)

    Inna sprawa, że głupota owa (czasem mylona z mądrością) przejawia się w innych obszarach i trudno orzec, co lepsze (gorsze).

    Oto słowo moje:)

  12. Nie wiem. Widocznie nie była Pani w Luton i okolicach.

    Może pod Liverpoolem jest zlot angielskiej inteligencji, a pod Szczytnem zakład psychiatryczny? 😉

    Nie wiem.

    Miałem okazję poznać angielskich roboli, czyli grupę jedną z najmniej inteligentnych.
    W porównaniu z polskimi robolami, nasi to geniusze 🙂

    Przykłady mógłbym podać, ale dużo by tu opowiadać, a nie wiadomo, czy zainteresowanie by było.

  13. Nie, błagam, tylko bez przykładów:)

    Rollins, my opisujemy ten sam stan, tylko z różnych perspektyw.

    Dlatego ja unikam porównań, bo to jakby zadawać sobie pytanie, co głupsze: nornica czy ryjówka.

    O percepcji zjawisk można powiedzieć wiele, ale jedno jest pewne: rozpoznajesz TYLKO to, co znasz.
    A interpretujesz według posiadanego oprogramowania pod deklem:)

    Dlatego patrzymy na to samo, a widzimy co innego. I chwalić Pana, że nie zgadzasz się z moja ponurą wizją człowieka jako gatunku (głupota ponad podziałami) , bo cały czas mam nadzieję, że się mylę.
    Mylę.
    Mylę.

  14. no i wzięła, zamotała i Rollins nie bardzo wie o co chodzi 🙂
    Może to i lepiej 😉

Leave a Reply