Humoreski ponure, Tygodnik Ciechanowski

Dziennikarstwo zaangażowane

Przegrany w klasycznej męskiej dyscyplinie sportowej Zenon R. lat 37, został odwieziony do kostnicy, by tam oczekiwać na – zupełnie zasłużoną – fetę z kwiatami, zniczami i śpiewem. Gloria victis. Sport, o którym mowa, to lanie w otwartą gardziel wódki czystej, kto szybciej opróżni półlitrową flaszkę i się nie zachłyśnie. Pod sklepem. Zenon jednakowoż tym razem się zachłysnął i skończył jako zwłoki. Pod sklepem. Zasłużył na nagrodę Darwina.
Pan Redaktor Cezary Łasiczka z TOK FM, na co dzień niepijący (w odróżnieniu od Zenona R.) z poświęceniem zapuścił w siebie pół litra, by uprawiać dziennikarstwo zaangażowane. Pozostaje dla mnie tajemnicą, czy przyjął tę dawkę doustnie, czy we wlewie doodbytniczym (dla bezpieczeństwa, jako niepijący na co dzień), czy weszło mu gładko, czy trochę się dławił, ale jakkolwiek by się to nie odbyło, zasłużył na nagrodę Pulitzera. Już za samo wypicie gorzały. Za rezultat należy mu się Nobel, najlepiej w kilku dziedzinach: biologii, fizyki i chemii organicznej. Mógłby go otrzymać wspólnie z dr Ewą Tokarczyk z Instytutu Transportu Samochodowego, która uczestniczyła w dziennikarstwie zaangażowanym z ramienia polskiej nauki, jako ekspertka i specjalistka. Eksperyment ten, absolutnie wyjątkowy w skali pangalaktycznej, swoimi rezultatami zaskoczył nawet dr Ewę, która do tej pory mylnie uważała, że po butelce wódki nie należy siadać za kółko i włączać się do ruchu. Nie wiem, ile lat tak błądziła, marnując swój cenny czas na wmawianie sobie i innym istnienie związku między piciem alkoholu, a bezpieczeństwem na drogach. Bo temu właśnie miało służyć dziennikarskie poświęcenie: sprawdzeniu, czy alkohol ma jakiś wpływ na zdolność do kierowania autem przez Redaktora Łasiczkę.

– „Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się, że w niektórych parametrach wyniki po spożyciu okazały się wcale nie tak dużo gorsze, jak wtedy, gdy były przeprowadzane na trzeźwo" – przyznała dr Ewa Tokarczyk, która przeprowadzała badanie.

No? I po co było marnować publiczne pieniądze na durne i kłamliwe kampanie z serii „piłeś – nie jedź”? Po ką kiszkę było dręczyć kierowców, poniżać ich, zmuszając do dmuchania w zaplute ustniki alkomatów, a nawet badać krew, z naruszeniem prawa do nietykalności cielesnej za pomocą igły? Trzeba teraz będzie pooddawać te prawa jazdy, zabrane niesłusznie, bo na podstawie niesprawdzonych, czysto intuicyjnych teorii, które Łasiczka wziął i z narażeniem życia obalił!
„Proszę nie wyciągnąć z tego wniosku, że każdy z nas po wypiciu alkoholu może sobie siadać za kierownicą – apelowała dr Tokarczyk. – W przypadku pana redaktora te zaburzenia mogły być mniejsze, w przypadku dziesiątek innych osób te zaburzenia będą po prostu większe – podkreślała”.
Tak sobie apelowała i podkreślała. A ja na to:
Jak to, nie każdy z nas może sobie siadać? A w czym my gorsi jesteśmy od Pana Redaktora? Kto udowodni i na jakiej podstawie, że nasze zaburzenia są większe? To on sobie może, a ja sobie nie? To mnie dyskryminuje i łamie moje prawa, oraz obraża moje uczucia.
Zresztą cały ten eksperyment to istna dziecinada. Łasiczka siedział w jakiejś szafie, po czym świecili mu po oczach i kazali zgadywać, co widzi. Łasiczka nie wie, że tu u nas na co dzień ciekawsze i bardziej zaangażowane eksperymenty z powodzeniem przeprowadzają nawet początkujący traktorzyści. Niektórzy z nich wypijają cały litr, a nie marne pół. I jadą dzielnie, aż się za nimi kurzy. Dopiero po opuszczeniu kabiny padają twarzą na zaoraną glebę, ale to za sprawą grawitacji, a nie alkoholu przecież.
Cytaty pochodzą z tekstu zamieszczonego na portalu tokfm.pl „Łasiczka sprawdza, jakim jest kierowcą. Po pół litrze wódki.”

Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim 8 maja 2012 / nr19

2 komentarze

  1. Fajny artykuł:)
    Czytając artykuł przypomniały mi się takie dwie historyjki.
    Co do tej nagrody Darwina, to czytałem gdzieś kiedyś (bodajże w “Playboy’u”) coś w rodzaju najgłupsze zgony związane z piciem” i był tam opisany podobny przypadek (rozśmieszył mnie bardzo i poczułem dumę z bycia Polakiem 🙂 )
    Pewien pijaczek pod sklepem kupił flaszkę i mówi do kumpli “Tak piją prawdziwi Polacy”, po czym wychylił z gwinta całą flaszkę, odjął butelkę od ust (czy od ryja, jak kto woli)postał jeszcze krótką chwilę i… padł martwy na glebę.

    Druga historyjka.
    Wybraliśmy się kiedyś ze znajomymi do lasu na ognisko. Ale czekaliśmy na jeszcze parę osób, które miał przywieźć kolega samochodem.

    I stoimy na takiej polnej drodze pod lasem i czekamy. Z daleka po polu jeździł traktor. Coś tam orał, czy coś w tym stylu.
    Kiedy podjechał bliżej, wychylił się z traktora gość i krzyczy z daleka “Uwaga! Ja pijany…!!!”
    Czytając, nie jest to może takie śmieszne, ale jakby się tam było i widziało ten sympatyczny, różowy (albo raczej czerwony) ryjek, wychylona z ciągnika, który z troską nas ostrzega, żeby uważać, bo on przy nawrocie może komuś zrobić bubu… bezcenne 🙂

    Lato było, pole duże, robota nudna i monotonna, to sobie chłopisko nieco urozmaicił 🙂
    Grunt, że zasadym BHP nie były mu obce 😉

    Pozdrawiam all

Leave a Reply