Hau,Hau,Hau !

– Panie doktorze, źle widzę z bliska…
– A z daleka?
– Z Manchesteru!

Sprzedawcy moherowych beretów narzekają i dziwią się: towar im nie zszedł. Nie znam się na polityce, ale czy to nie jest jakiś ważny wskaźnik? I jeszcze: przetrzymajcie te tony moheru do wygranej Tuska&Co (oby nie spleśniał, nie Tusk, tylko moher), to się sprzeda kiedy już będzie po wszystkim.

Taka pamiątka po czasach mrocznej neurozy. Moher. Samo słowo jest drapiące i włochate, brr.
Ja sobie zrobiłam wystrzałową koszulkę z napisem: Moje uczucia są obrażone, I’m paranoic. Czy będę bezpieczna odwiedzając w niej Polskę?

Każdy dzień zaczynam od rytuału: o czwartej rano włączam komputer. Myślę: a u nas jest już piąta. Odwiedzam Polskę wirtualnie, zanim założę obite blachą buty i pomarańczowa kamizelkę. Zanim powlokę się do roboty, w której sprzedaję Angolom moje zręczne ręce i silne nogi w zamian za pełną lodówkę, popłacone rachunki i emeryturę. Po mój umysł chwilowo nikt nie sięga, jestem wolna.

Otwieram Onet Podziemny. Podobno mają tajną bazę głęboko pod ruinami starej chlewni w Szczeznem. Można się do nich doklikać przez serwer na wyspach Kukuna Muniu. Ostatnie doniesienia trochę mnie niepokoją: podobno zamykane są szpitale, bo uznano, ze nie istnieje choroba, tylko wola boża. Powołano za to podwórkowe trójki modlące się za tkniętych tą wolą. Pierwsze badania skuteczności potwierdzają słuszność tej decyzji.

Budzi mnie gwizd czajnika, kiwam się sennie nad klawiaturą. Otwieram Onet, nie wiem, czy to co czytam, to jest to, co jest, czy to, co powinno być… Piszą, że w Polsce jest cenzura, w imię ojca i syna, w imię zdrowia moralnego narodu polskiego, który nie ma już pochwy ani penisa (no fuj, błee, pani Elu). Polski naród nie uprawia przedmałżeńskiego seksu, pada przed majestatem Głowy Państwa (i drugiej takiej samej), nie klnie i nie smrodzi.

Osobiście spotkałam się z cenzurą tylko dwa razy. Zazwyczaj moje teksty wchodziły bez poprawek, ale raz zniknął mi tytuł. Oto „Matki bolesne” jakimś cudem zamieniły się w „Pije i bije”. A było to jeszcze za eseldowców, ale już po ich nawróceniu.

A drugi: Redakcja dobrze sprzedającego się babskiego miesięcznika zwróciła mi pisane pod pseudonimem leciutkie opowiadanko o miłości z prośbą o napisanie tego samego, tylko mniej mądrze. W pewnym sensie był to komplement, a może się mylę? Poprosiłam męża, żeby pomógł mi „uprościć” tekst, co niechętnie uczynił, bo zna tylko języki programowania.

Tekst wrócił z adnotacją: poziom naszych czytelniczek wymaga większych uproszczeń, prosimy o mniej intelektualny styl. Biedne czytelniczki, zrobiło mi się ich żal.
– Chyba nie są aż takie durne – próbowałam negocjować z naczelną.
– Jak się chce pisać w piśmie „Pies”, to trzeba się nauczyć szczekać – wycedziła z godnością.

Czy to nie wtedy pierwszy raz pomyślałam, że mogę się spełniać jako operator wózka widłowego?

Hau, hau!

Trochę się martwię, że coraz mniej tęsknię za Polską.

Martwi mnie też, że może za kilka lat (miesięcy, tygodni?) ostatnim bastionem wolnego słowa polskiego będzie męski kibel w stolarni koło Manchesteru, gdzie polscy inżynierowie, muzycy i prawnicy tną deski za sześć funtów na godzinę. W przerwach na siusiu odreagowują stres redagując gazetkę ścienną „Kurier Drewniany – Gazeta Drwali”. Ostatni zapis, z 15 marca: „Matko Boska poczęłaś bez grzechu, pozwól grzeszyć bez poczęcia”.

Dla portalu Felietonista  Anna Maria Nowakowska ( 26.03.2006)

Leave a Reply