Syndrom babci klozetowej i syndromy pokrewne
Co jest bardziej podniecające niż seks i słodsze od lukrecji?
Za czym tęskni, o czym śni ciemnylud gnębiony nakazami, zakazami i podatkami?
Lud ów snuje piękne wizje, w których wszystko jest możliwe.
Wizje o tym, żeby mieć kogoś POD sobą chociaż przez chwilę, choć na mgnienie oka.
Jest taki przedmiot pożądania, dla którego lud wspina się po krwią, potem i łzami ociekającej drabinie kariery w korporacji.
Startuje w wyborach, uczy się na księdza, czy lekarza.
Wstępuje do policji.
Idzie na prawo, idzie na lewo, zapisuje się do partii.
Czym handluje się w koalicjach, paktach i spiskach?
Dla przejęcia czego wybuchały rewolucje?
Raz-dwa-trzy: co to jest?
W…
Wła…
Brawo!
Władza.
Daj nam Panie.
Choć kroplę, choć odrobinę tej ożywczej krynicy.
Nawet nie tyle, żeby na śmierć kogoś zabić, ale żeby postraszyć.

Albo choć tyle, co ma babcia klozetowa na dworcu: spszontam, nie widzi, że nieczynne?
Tyle, żeby na kogoś huknąć: spieprzaj dziadu!
Jakąś sekretarkę w biurze poselskim przelecieć, jakąś pacjentkę pomacać pod hipnozą.
Takie tam, drobiazgi.
Ach, żeby tak przywalić komuś z pozycji wielkiego szefa: I am the boss! – zaryczeć jak lew.
Spojrzeć na kogoś z wyższością.
Patrzeć przez kogoś na wylot.
Władzy, władzuchny nam dajcie.
Tak, wiem, wiem.
Idealiści też istnieją.
Ci są nawet gorsi, bo chcą mieć władzę absolutną!
Jak się czegoś uczepią, to jak rzep: a to za in vitro do kryminału, a to montowaliby monitoring w macicach od 15 roku życia (żeby chronić życie potencjalnie poczęte), a może chociaż kara śmierci za obrazę uczuć katolickich.
Patrzę sobie ze spokojem na ten cały wyścig po władzę "od przedszkola aż po grób", na ten zgiełk.
Patrzę i widzę, jak poczucie władzy nad innymi osłabia samokontrolę, usypia rozum.
Jak brzydkość nad brzydkościami – pycha – przesącza się każdym porem skóry i ustami.
Tak, tak większość uwielbia jak inni ze strachu prze nimi robią po gaciach. Przecież ta mądrzejsza większość lepiej wie co ktoś powinien robić, myśleć, mówić. A nawet jak ktoś już coś mówi czy robi, to oni wiedzą lepiej co naprawdę chciał powiedzieć i co chciał zrobić :):):):) a przede wszystkim co miał na myśli. Cóż tak to jakoś jest, że najchętnien lubimy być prokuratorami cudzego życia.
Władza – słowo abstrakcyjne, jego brak w moim słowniku sprawia że jestem szczęśliwa, ale nie tak na chwilę…tak na zawsze 😉
o matko,przeczytałam „srom babci klozetowej”
hehe chyba czuję wiosnę w lędźwiach 🙂
Powyższy komentarz bardzo mi się podoba, spowodował u mnie pewne skojarzenia :):):):) rysunkowe ;).
Nie wiadomo czy Andzia użyła rzeczownika czy czasownika, oba pasują:D
Co do władzy to właśnie jestem po lekturze książki pani profesor Mandal o władzy w bliskich związkach. Dobre:)))