Sprężam się… i odprężam

Tak, zdecydowanie pomagają mi pytania w rodzaju: no kiedy wreszcie?
Natychmiast się sprężam, zbieram w sobie, siadam do laptopa i dziuniam.
Innymi słowy: dziunipiszę.

Epifania użaliła się na mój widok:
– Ojej, na czym ty siedzisz! Nawet porządnego krzesła do pisania nie masz.

No cóż, piszę, siedząc na ogrodowym, plastikowym foteliku. W domu mam jeden w kolorze jeloł, a na zewnątrz siaduję na białym. To białe barachło jest do dupy, bo się gnie i wije w upale.
Moje pisarskie krzesło zostało w Saint Helens, a na nowe… nieważne.

Epifania zapragnęła ulżyć mej domniemanej niedoli i zaoferowała drewniane, masywne krzesło od kompletu, na widok którego ciarki mi pobiegły w stronę krzyża i z powrotem.
Nigdy!
Nie!
Usiądę!
Na!
Krześle!
Do!
Tortur!
Chyba, że zacznę opisywać wątek sado-maso.

Obawiam się, że dziuniopisanie rozciągnie się na wieczność, jeśli nie przestanę cyzelować dziesięć razy tego samego akapitu. No, ale jak ja mam przestać, skoro raz mi się podoba to, a raz śmo?

Jednego dnia używam słowa „uwaga”, następnego wolę „percepcja” bo ładniej się komponuje z całością zdania i ma lepszy rytm. Po czym dochodzę do wniosku, że zmienię całość tak, żeby użyć słowa „świadomość”, które ma szerszy zakres znaczeniowy i podprowadzi mnie w stronę sprytnej dygresji.

Oto skutki nadmiaru, w tym wypadku nadmiaru słów w słowniku.
Zwłaszcza synonimów i słów pokrewnych.

Gdybym znała słów kilkaset, mogłabym napisać zgrabny romans i za zarobione pieniądze kupić sobie krzesło. Obrotowe, żeby się pokręcić, gdy mi się znudzi tkwienie licem na północ.

Wracając do tego, co istotne: z wiekiem (wiek jest świetną wymówką na każdy idiotyzm) staję się perfekcjonistką. Taką, co dzierga i pruje. Taką, co niczego nie kończy, dopóki nie jest doskonałe. Czyli nigdy.

No dobra, aż taką to nie jestem.
I mam nadzieję, że nie idę w tym kierunku.

Po prostu chcę napisać dobrą książkę.
Nie dla siebie, prawda?
Przecież nie ja będę ją czytać, prawda?

Idę się odprężyć.
Groszek cukrowy odpręża znakomicie.
Odprężona, może wreszcie przestanę się znęcać nad własnym tekstem.
A może nie.
Do miłego!

20 komentarzy

  1. Siedzę w pracy, nudzę się jak zwykle gdy wszyscy wraz z szefem są na urlopach a ja.. siedzę w pracy.
    W końcu pojawia się zbawienna myśl – Google.pl, hasło z nazwa okolicy gdzie w tym momencie są moje myśli i pośród ogłoszeń “Sprzedam..”, pomylonych linków i fantastyki popularno naukowej ze stronny Miasta i Gminy CH – jest w końcu cos ciekawego. Felietony AMN.
    Dziękuje, przez chwile jestem tam gdzie chciałbym być.
    AZ

  2. Ania, myslałam, że to jakieś wierzby płaczące, a to groszek!
    Takiego chyba jeszcze nie widziałam.
    Nawet u siebie… po latach doświadczeń 🙂
    U mnie najlepiej poszyły w siłę buraczki, cukinia i fasolka (niby szparagowa), bo to nowość i jeszcze nie wiem, co z tego będzie.
    Tobie należny jest TRON!
    Ale taki mięciutki, wygodniutki, idealnie pasujący tu i ówdzie 🙂

    Pozdrawiam cieplusieńko 🙂

  3. Pikfe, groszek chyba zawiera i rozpyla jakieś substancje rozweselające (podobnie jak koty)

  4. Amka, buraczki są u mnie kaprawe, bo ich nie przerywałam. Nie przerywałam, bo mi było żal robić jakąś selekcję. Niech sobie wszystkie pożyją, no nie? Tak wiem, zostawiając wszystkie nie daję szansy najlepszym. Kurna, zawsze te dylematy moralne w kolorze buraczkowym…

    Fasolkę mam w kolorze fioletowym i bez dylematów. W gotowaniu przybiera kolor zielony. Sprytna sztuczka, nie ma co!
    I OGROMNE kwiaty cukinii, które są jadalne, widziałam na blogu Doroty, że w Warszawie sprzedają takie cudo na bazarku.

  5. I PRZEPYSZNE!!!

    Bez przerywania nie da rady, chyba. że chcesz mieć cały czas botwinkę:-), a te wyselekcjonowane nadają się idealnie na botwinkę :-), więc nic nie może się zmarnować.

    Takiej fasolki nie miałam. Zbyt dużo tych różnych nowości na tak małe poletko. U mnie, w dzierżawie 🙂

  6. Wiesz,też mam takie dylematy. Ostatnio nawet o tym rozmyślałam przechodząc męki przy przerywaniu brokułów. Ale mam sposób, ryzykowny, ale na moich tegorocznych burakach się sprawdził. Są piękne bez przerywania, bo posiałam je tak rzadko, że w sumie to mogło ich wcale nie być…

  7. Kwiaty cukinii sprzedają, to modne jest 🙂 Ale też i bardzo piękne. Zeta pińdziesiąt za sztukę. Jak miałam kiedyś ogród, dawno temu, to za darmo były 🙂 I jadłam. A teraz, z braku ogrodu, nabyłam, po dwa na łab, z okazji mania gości ze świata. Do środka napakowałam sera, co to go bułgarscy przemytnicy sprzedają na bazarze na Bakalarskiej – w cenie sklepowego twarogu na wagę – wymieszanego z ricottą z Tesco i ze świeżym tymiankiem i świeżą miętą, zanurzyłam nafaszerowane kwiaty w cieście naleśnikowym (ale same kwiaty, zawiązki cukinii zostawiłam bez nic) i usmażyłam w głębokim tłuszczu. Goście kwiczeli z rozkoszy 🙂 Ale można i nie nadziewać, tylko w samym cieście naleśnikowym (no, troche gęstszym, niż na naleśniki) usmażyć. I jest pysznie. Albo i bez ciasta.

    Co do perfekcjonizmu – no, cóż, story of my life 🙂

    A groszek MA działanie rozweselające. I piękny Ci wyrósł. Tak, przerywanie buraków rodzi dylematy, botwinka je rozwiązuje.

  8. Dorotka, Amka, ja już cała jestem zbudowana z botwinki. Nie z wody i węgla, jak normalny humanoid, ale z botwinki. Przez to użalanie się nad burakami. Buraki everywhere!

    Ale teraz zrobiłam siew na sposób Pikfe (bardzo rzadko umieściłam po jednym nasionku) i zobaczymy, co z tego wyniknie. Posiałam mianowicie buraki liściowe, które mam zebrać w październiku.

    Miłego dnia wszystkim życzę i wesołego groszku.
    A kwiaty cukinii są takie piękne, że aż żal zamieniać je w g…, sorry, nadmiar wyobraźni:))

  9. Mam tez coś na fejsbuku, więc już wiem, gdzie to jest:)))
    Polecam kwiaty nasturcji przegryzane strączkami groszku. Daje niezłego kopa…

    I zupę jarzynową posypaną płatkami nagietka.

    Też mi się zdarza przerabiać w gębie kwiaty, ku zdumieniu i grozie tutejszych.

  10. Tutejszych czy nie…
    Miałam piekne bratki na balkonie… kiedy okrasiłam nimi kolację, to nikt nie jadł… pytali, czy to dekoracja?
    Dekoracja w sensie dekoracji, a nie dekoracji dania i do tego zjadliwa 🙂
    Teraz już nikt nie wybrzydza 🙂

  11. Dzień dobry, przepraszam, ale po prostu muszę to z siebie wyrzucić, a nie mam komu: “Dziunia” rozłożyła mnie na łopatki (ta specyficzna, starannie uklepana plątaninka słów i słóweczek.. mistrzostwo, po prostu mistrzostwo!) – i tak trwam już drugi tydzień. Chyba się nie podniosę czytelniczo, zatem – błagam – ciąg dalszy, ciąg dalszy!
    Uszanowania!

  12. Och, Agrypino… tak wysoko jeszcze nikt mi nigdy nie ustawił poprzeczki! Ratunku, bedę się bała wysłać Drugą Dziunię do wydawcy.

    Oznajmiam: książka jest napisana i leży, jak kiszona kapusta wyjęta z beczki, musi odleżeć kilka tygodni, nie wiem po co. po coś ważnego.

  13. Litości. Okrutnico jedna, kisisz “Dziunię” jak kapustę , a nam ślinka cieknie.
    Czekam, może się doczekam …. garba , łysiny a może i “Dziuni” 🙂

  14. Roma, już.
    Już już.
    Już, już, już.

    A, czekaj, jeszcze tylko…

  15. A ja tam mam tę dziecięcą pewność w duszy, że “Dziunia2” mnie zachwyci. Zatem – odwagi, Szanowna Pani Autorko. Wierzę w Panią- i czekam, męcząc się z byle jakimi (bo nie-dziuniopodobnymi) książkami. Cze-kam. 🙂

  16. Im dalej w las, tym wyższa poprzeczka. Ale wdzięczna jestem, życzliwe oko działa na mnie bardziej pobudzająco (mam na myśli pobudzenie twórcze, a nie TFUrcze) niż bat na plecach i wyszczerzone kły. Kły na mnie nie działają, ale dobre słowo – owszem:))

    To do Agrypiny.

    A do Herodiady: Po czorta Ci, kobieto, moja głowa na tacy???????

  17. Czekam, cichutko czekam, kiszenie ‘Dziuni” przeczekam.. 😉
    Lecz nieśmiało zaszepcę, że ciężko jest, bo takie czekanie na coś, w czym się człowiek odnajduje od góry do dołu, wyjątkowo trudne jest… Zwłaszcza gdy tkwi się w powodzi niby-książek o byle czym, napisanych byle jak, przez przypadkowych ludzi, którzy przypadkowo posiedli zdolność składania liter w słowa… Wiem, że to brzydkie słowa (w końcu każda książka to czyjś wysiłek, marzenia i nadzieje), ale jakoś tak tracę cierpliwość do polskiej literatury. Ale w miarę cierpliwie czekam (byle nie długo!) na zakiszenie ‘Dziuni 2’.
    Ahoj! (prawie poświąteczne)

Leave a Reply