Alpakoterapia

Ta humoreska będzie znacznie mniej ponura. Jest piękne lato a ja przechodzę alpakoterapię. Ponurość pojawi się dopiero na końcu, jako akcent orwellowski.

A tymczasem: Hurra!
Jestem zakochana!
Poznałam go pod remizą OSP w Łaniętach. Było ich dwóch, jeden kudłaty, drugi krótko ostrzyżony. I chociaż kudłaty też był niekulawy, moje serce zabiło na widok tego ostrzyżonego. Krótka, szykowna fryzura znakomicie podkreśla jego długą szyję. Nad czołem uroczo kłębi się blond czupryna, przez co trzeba się trochę pochylić, aby zajrzeć w jego przepastne, ogromne, migdałowe oczy.

Zakochawszy się od pierwszego wejrzenia, ze zdumieniem odkryłam w sobie całe pokłady paniusiowatej, zidiociałej czułości. Takiej, jaką obdarza się małe pieski, kotki i kurczątka (zanim się nadadzą na rosół). Tiu, tiu, ojojojoj, ach, och, śliczny ty mój! I rzuciłam się go tulić, głaskać, a nawet – zgroza – całować.

Znosił to ze spokojem zaledwie przez chwilę. Później, nie okazując zniecierpliwienia, odsunął się na bezpieczną odległość. I zajął się skubaniem trawy. I jej przeżuwaniem.
Jest alpaką, a właściwie alpakiem, skoro to facet.

Rozesłałam jego podobiznę do przyjaciółek, żeby się pochwalić swoim zakochaniem.
Tylko jedna wiedziała, kim on jest z pochodzenia (peruwiańskim księciem gór).
Druga, o duszy bardzo poetyckiej, napisała: „Jakie nieziemskie, dziwne stworzenie”.
Trzecia zaś szorstko zapytała: „Ki czort?”
Oczywiście żadne zdjęcie nie odda jego uroku w osobistym kontakcie, zwłaszcza dotykowym. Nic dziwnego, że wełna tego słodkiego stwora osiąga zawrotne ceny. Pewnie się domyślacie, że dostałam się na jakąś hodowlaną konferencję. Otóż to.
Alpak, w którym się zakochałam i jego kolega pochodzą z hodowli Marty i Piotra Pietrzykowskich. W Szyszyńskich Holendrach niedaleko Konina Pietrzykowscy hodują ich setkę. Konferencję zorganizowano po to, żeby zachęcić innych.
Żeby było więcej alpak. Mają być źródłem ekskluzywnej przędzy. Marta, oprócz tego, że współprowadzi hodowlę, jest utalentowaną artystką. Jej projektu (i wykonania) szaliczki, kapelusze, swetry z alpakowej wełny, zabawne i eleganckie łączenia przędzy z jedwabiem pewnie by mnie zwaliły z nóg, gdybym była strojnisią. I gdyby było mnie na te cudeńka stać.

Ale nic nie szkodzi, bo całowanie w nos peruwiańskiego księcia było bezpłatne i czuję się absolutnie spełniona emocjonalnie.
 
Rzecz jasna, alpaki hoduje się nie po to, żeby się nimi zachwycać, tylko żeby na nich zarabiać. Wełna to nie jest jedyna korzyść. Mleka wprawdzie nie dają, ale są (niestety) jadalne.
Ja na to: Wolałabym żywić się tynkiem ze ścian remizy, niż zabić i zjeść jakiekolwiek stworzenie.
Zwłaszcza takie, które ma osobowość.
A te istoty ją posiadają.

Nikomu jednak nie zamierzam narzucać swojej definicji kanibalizmu.

Duch Orwella wystraszył mnie pod koniec spotkania, gdy mowę przejął urzędnik ministerstwa. Okazało się, że alpaki są tymczasowo zaklasyfikowane jako… dzikie zwierzęta. (Dzikie? Bardziej dzika wydaje mi się pierwsza lepsza pikieta Młodzieży Wszechpolskiej.) Żeby dostąpiły zaszczytu bycia zwierzęciem hodowlanym, hodowcy muszą udać się do ministerstwa na rozmowy.
Zwierzęta należy: policzyć, oznakować, (zaczipować?) rozpisać plan rozrodu.
Zapewne będą musiały posiadać akty urodzenia, paszporty i obszerne CV.
Kiedy ciężar biurokracji osiągnie jeden kilogram papieru dziennie na jedną alpakę, urzędnicy ministerialni poczują satysfakcję ze swojej pracy, a hodowcy zapłaczą.

Było bardzo miło, bo alpaki są miłe. Pozostało mi kilka portretów, które służą nam do porannej alpakoterapii: po włączeniu komputera na ekranie pokazuje się pyszczek. A my wybuchamy śmiechem. Ja – dodatkowo – głupawym szczebiotem. Ach, śliczny mój, piu, piu, piu.

Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim 18 czerwca 2013 / nr25

zdjęcia: Krzysztof Nowakowski

8 komentarzy

  1. A ja myślałem, że Pani Ania jest już zakochana. W takim jednym, łysym…
    A tu proszę – jakaś poligamia (czy tam poliandria) panuje…

    To jest pies? Wygląda jak wychudzony baran 🙂
    I nie wydaje się szczęśliwy z powodu swej urody 🙂

    A co ten przystojniak robił pod remizą w Łaniętach?
    Przyszedł na zabawę?
    Rwać laski?;)

    Jeśli o mnie chodzi to najbardziej lubię kundle.
    Takie… im brzydsze, tym lepsze 🙂
    Są przede wszystkim śmieszne 🙂

    To tak dla rozluźnienia, jeżeli ktoś nie oglądał:

  2. Jaka rokmeńska sarenka! Co za grzywka trendseterska! Co za w ogóle Cudo Boże 🙂
    Jestem zazdrosna o pocałunki i randkę na polance z takim czadziarzem 🙂

  3. Rollins, są różne rodzaje miłości:)))

    Alpaka kocham miłością alpakową.

  4. Życie, życie jak -parafrazując poetę- poligon (jednak wedle moich doświadczeń nie poemat) i na zdjęciu z prawej Prawdziwa Żołnierka niosąca tajne akta Alpaków 😉

  5. Ach, Łysy też uważa, że specyficznie na nim wyglądam. Wyraził to tak: wyglądasz jak leśny traper.
    A że miał akurat buzię zapchaną bułką i mamlał, ja zrozumiałam „obleśny tryper”.

    No.
    Tak.

  6. Leśny traper, surwiwal, safari, a może grzybobranie.
    Tylko strzelby brak 🙂
    Skąd bierzesz takie bajeranckie ciuchy 😉

Leave a Reply