To bardzo proste: nie lubię krytykować.
Męczy mnie śmiertelnie drapanie się tam, gdzie mnie nie swędzi, męczy mnie dłubanie w cudzym nosie.
I rzeźbienie w gównie.
Marnowanie czasu uważam za zbrodnię, tylko odrobinę mniej zbrodniczą od zabijania czasu.
Tak właśnie postrzegam czynności zwane potocznie krytyką.
Ale mam wyobraźnię i potrafię sobie wyobrazić tę robotę.
Widzę to tak:
Żeby coś skrytykować, trzeba najpierw to poznać. Załóżmy, że chcę poddać miażdżącej krytyce kupę gnoju.
Wdrapuję się zatem na tę kupę, rozsiadam się w niej i chłonę wrażenia.
Taplam się w tych wrażeniach, upajam się smrodem, badam starannie konsystencję i strukturę gnoju. Następnie złażę z tej kupy gówna i ogłaszam światu swoje odkrycie: ale shit!
Oczywiście mogę też zabawić się w jakąś wyrafinowaną grę i wykrztusić z siebie coś takiego: cóż… wygląda jak kupa gnoju, cuchnie jak kupa gnoju, ale jest to swego rodzaju arcydzieło, strukturalne przeniesienie głębokich egzystencjalnych i paradygmatycznych intencji autora kupy na wrażliwy ekran perprokuralnej postmoreni odbiorcy surogatywnego w aspekcie transcendencji kwantowo-multipolaryzacyjnej.
Kiedy tak to opiszę, a dodatkowo mam jakieś nazwisko, snobi rzucą się kupować rzeczoną kupę gnoju na wielkiej aukcji dobroczynnej.
Po pewnym czasie nikt już nie wie, czy to jest gówno, czy arcydzieło geniuszu. Czasem tylko jakiś prosty człowiek bąknie: ale ja w tym nic nie widzę…
No, właśnie.
Bąknie, ale zamkną mu twarz, zanim zdoła poddać w wątpliwość jakiś mit. Mit, który wykluł się pod czaszką zawodowego krytyka mętnobreda (od mętnie bredzić). Z głupoty, lub z cynizmu.
Prezes raczy wiedzieć, co gorsze.
Na szczęście nie zostałam krytykiem i mogę kupy gnoju zwyczajnie omijać.
Tak właśnie postępuję w sprawach małych i dużych. Omijam skrzętnie wszystko, co budzi mój sprzeciw i wstręt. To, co odbieram jako mierne, marne i nie warte uwagi. To, co jawi mi się jako chore, niegodne i wredne.
Wybieram to, co jest dla mnie dobre i zdrowe, przyjazne i życzliwe, mądre i kojące.
Czemu miałabym robić rzeczy, które mi szkodzą?
Nie jadam trucizny na śniadanie, więc czemu miałabym wchłaniać ją innymi zmysłami?
A w szczególności – czemu to miałoby służyć?
Po co o tym piszę?
Mam powód, Ludziska.
Zostałam posądzona o fałsz i zdradliwą interesowność.
Dowodem na to jest sposób, w jaki komunikuję się z ludźmi: otóż jestem zbyt miła i zbyt dużo dobrych rzeczy mówię. To jest w najwyższym stopniu podejrzane, godne potępienia i ogólnie obrzydliwe. Jestem obrzydliwą osobą, która swoją ohydną naturę skrywa skrzętnie pod fałszywym uśmieszkiem i nic nie wartymi komplementami.
I wiecie co?
Ja to rozumiem. Rozumiem, że z punktu widzenia osoby, która gra w grę znaną jako mam cię ty sukinsynu, moja postawa jest zupełnie niezrozumiała.
Ta gra jest tak powszechna i tak utrwalona w synapsach, że ludzie nawet nie wiedzą, że w coś grają. Samo określenie zostało użyte przez Berne’a w jego pracy „W co grają ludzie”.
Ogólnie chodzi o to, żeby kogoś przyłapać na błędzie i szybko mu to wytknąć, przez co akcje łapiącego idą w górę: popatrzcie, jaki jestem mądry, przenikliwy i czujny. Żaden błąd mi nie umknie, we wszystkim znajdę usterkę, mam cię ty sukinsynu!
Dla takiej osoby nie do zniesienia jest postawa podobna do mojej, czyli szukanie rzeczy dobrych, wartościowych i przyjaznych.
A mówienie dobrych rzeczy ludziom i o ludziach?
Od kiedy stało się podejrzane?
Wcale nie jestem miłą osobą.
Przeciwnie wręcz.
Tylko starannie dobieram towarzystwo, przyjaciół, blogi, które czytam, filmy, muzykę, jedzenie. Wybieram takie opcje, które pomagają mi stawać się miłą osobą.
Wybieram takich przyjaciół, którym bez wysiłku mogę mówić miłe rzeczy.
Reszta może pocałować mnie w dupę.
PS. Już niedługo będę pisać różne miłe rzeczy o ludziach, których cenię i podziwiam. Jeśli ktoś nie może znieść takich przesłodzonych klimatów, to niech tu nie wpada, bo zwymiotuje.
Uwielbiam Cię.
Choć nie jestem aż tak zajadle nastawiona do krytyków – są tacy, których cenię, a przecież nie zawsze muszę się z nimi zgadzać.
Ale uwielbiam Cię.
(obyśmy się obie nie zrzygały) 😉
No widzisz. To już wiesz, dlaczego ja nie mówię miłych rzeczy ludziom. To dużo bardziej niebezpieczne od mówienia rzeczy niemiłych.
Zauważ, że jak mówię niemiłe, to się spodziewam, że ktoś mi się „odwdzięczy”, przez co nie jestem bezbronna, zawsze jakieś tam widły pod ręką są.
A jak powiem co miłego, a potem spotka mnie takie jak Ciebie posądzenie…. to się załamię, jak nic. Jak to, to z sercem, z życzliwością do człowieka… a tu się okazuje, że to jako pic na wodę fotomontaż jest widziane? Fałszywe komplementy?
Cóż, najlepiej oddaje ducha tego osobnika, co Cię posadził tak szczególnie, powiedzenie – Każdy sam po sobie sądzi.
A że dużo takich, jak słusznie zauważyłaś, to i tym trudniej im pojąć, że są inni. No i pies z nimi. Pogrzebany:)
To końcowe ostrzeżenie, jak sobie pointryguję.. to do posądzającego osobnika właśnie? Tego, co to ja wiem, a Ty się domyślasz? Albo odwrotnie:)
Ciekawe, że mu się chce tu wchodzić. Szuka dowodów na swoją tezę.. jakby nie wiedział, że z gruntu obrzydliwe osoby, które swoją fałszywą naturę skrywają skrzętnie, na swoim własnym blogu za nic się nie odkryją? Ale naiwniak…
Buziaki. A będą zdjęcia z jesieni? Bo mi apetytu narobiłaś.. u nas, szkoda gadać, dziś był mróz i moje begonie szlag trafił:)
HM… wiesz co Osoba dana… chyba powinna zmienić lekarza… postawił złą diagnozę, boś Ty Baba z Jajami jesteś i z własnym zdaniem 🙂
Najwidoczniej cholera poczuła się czymś strasznie urażona…
Pozdrawiam Gorąco 🙂 Ja Lubię Ciebie taką Jaką jesteś 🙂
W jednym się mylisz.
Krytycy, którzy czytali oceniane dzieła
odchodzą w niepamięć,
jak uczniowie, którzy czytali lektury
Tematy swoich wypracowań.
Pantha rei.
Świat się zmienia.
Teraz:
Lepiej pisać niż czytać.
Aniu:)
A ja tam lubię, jak mówisz ludziom miłe rzeczy:)
Chociaż ja po takich miłych rzeczach czuję się trochę… niepewnie. Ogarnia mnie chęć, czy takie „korcenie”: „A może by troszkę podwyższyć sobie poprzeczkę?”
To zachęcające i korci, ale zarazem: „A jak się nie uda przeskoczyć?” i… takie tam wątpliwości.
Nie wiem czy to krytyka, ale ja próbuję poznać to, co mnie kłuje w oczy, albo śmierdzi pod mom oknem, albo utrudnia mi życie. Albo to zmienię (ocenię czy dam radę), albo odpuszczam i łatwiej się wtedy z tym pogodzić.
A „kupą gnoju, która leży na innym osiedlu” po prostu się nie zajmuję, bo po prostu magę „tam nie iść”.
Pozdrawiam Cię MIŁA ANIU:)))
dawno temu już mówili, że jak się ma dobre serce trzeba mieć twardą dupę! wiemy o tym Aniu , co nie?
wydaje mi się z tego co obserwuję jakiś już czas, że ludzi totalnie zadziwia bezinteresowność i pozytywne nastawienie, czy uśmiech… są tacy, którzy w ogóle nie potrafią się odnaleźć w towarzystwie takiego dobrodusznego, bo to dla nich tak nienaturalne!
inni zaś wpierw szerzą zachwyt… pochłaniają cię garściami, spędzają z tobą każdy wolny czas, po czym nagle znikają jakby przepojeni dobrocią lub może żalem, że sami tak nie potrafią? albo że czują się gorsi? nie wiem sama nawet, takie to dla mnie dziwne!
lubię ocenić jak coś tam na mnie wpływa, przemyśleć jakie wywiera wrażenie ale zupełnie subiektywne to przecież ocena dla mnie i nikomu nie nakazuję tak myśleć, nie ma alfuf i omeguf przecie 😉
a takimi niedowartościowanymi skrzeczącymi, nie do dupczenie
przeszkadza i nosem wychodzi 😉
buziak Ania
*zjadłam końcówkę 😉