O ruchu do przodu, w tym sologamii, masturbariacie i dysturbancjach z nimi związanych

W opinii większości świat posuwa się naprzód. Przeprowadziłam badanie na placyku handlowym w Chorzelach. Dziewięcioro na dziesięcioro pytanych odpowiedziało naprzód a tylko jeden pan warknął a chuj wie. Czyli, że on sam nie wie, ale zna kogoś, kto wie.

Intuicja mi podpowiada, że w tym przypadku większość wyjątkowo się nie myli, bo jak niby inaczej miałby się posuwać świat? Skoro się posuwa, to musi (niestety) naprzód.
Gdy się tak posuwa i posuwa, (od czasu do czasu z nieznanych powodów ruch posuwisty zmienia się w ruch spastyczny) to się jednocześnie oddala i oddala. I nigdzie się jakoś nie przybliża, chociaż są tacy, którzy twierdzą, że owszem.

Nowe zjawiska wyrastają jak psie grzyby po deszczu i tak samo szybko gniją i znikają.
Ale nie wszystkie.
Niektóre trendy związane z posuwem (lub spazmem, względnie szamotaniem) do przodu wydają się być piękniejsze od innych. Oczywiście ocena zależy od tego, kto patrzy i skąd mruga. Ja mrugam do was z małej wioseczki o sielsko-zadupiańskim klimacie, gdzie jednakowoż wszyscy mają smartfony i non stop coś do nich gadają.
Jak tak, to nie mają nic do powiedzenia, a jak sobie przyłożą taki smartfon do twarzy, od razu robią się elokwentni.

Nawet ja mam sprytfon, który mi dała Epifania, kupiwszy sobie nowy (w ten sposób posunęła się do przodu).
Mogę na nim sprawdzić pogodę, jeśli mi się nie chce wyjrzeć oknem.

Nie potrafię się zgodzić z tezą, że posunięcie/skok do przodu jest tym samym, co postęp.
Absolutnie.
To, że rosną ceny żarcia jest ruchem do przodu. Ale jeśli taki ruch oznacza postęp, to ja jestem agent Dale Cooper i mieszkam w miasteczku Twin Peaks. Syf to i łajdactwo, a nie żaden postęp, jeśli coraz mniejsza liczba pracujących ludzi może skosztować czereśni w sezonie. O innych dobrach nie wspominając.

Natomiast idea sologamii, czyli samozwiązku, czyli małżeństwa z samym sobą jest cudownie postępowa i posuwa świat do przodu tak skutecznie, jakby ktoś przyłożył celnego kopa w odpowiedni organ.

Patriarchat to przeżytek, matriarchat to udręka, niech nam nastanie jutrzenka masturbariatu.
Koniec awantur domowych o podział obowiązków.
Koniec wymawiania się od seksu bolącą głową; nikt przecież nie musi się tłumaczyć wibratorowi (bądź odwrotnej formie przestrzennej, przeznaczonej dla panów samozamężnych).
Dość pytań w rodzaju pomidorową czy żurek byś dziś zeżarł na obiad, mój skarbie?

Wielkie korzyści popłyną szeroką strugą, gdy znikną tarcia między dwiema obcymi, różnej (opcjonalnie) płci osobnikami, którym się wydaje, że można tak sobie wziąć ślub i żyć długo i szczęśliwie. Nie można! Naukowcy amerykańscy dawno udowodnili, że się nie da. Chyba, że z samym sobą.

Jedność, jednomyślność (z wyjątkiem przypadków psychiatrycznych), miłość bez granic aż po grób. A nawet dłużej, dla amatorów zaświatów.

Rozważam rozwód z Łysym i zawarcie ślubu ze sobą. On z kolei wyjdzie za mąż za siebie i będziemy sobie żyli w takim czworokącie, dwie szczęśliwe pary jednoosobowe. Dla urozmaicenia będziemy się wymieniać partnerami.

Kłopot dostrzegam tylko jeden, ale za to poważny: Co z ewentualnym rozwodem? Amerykańscy naukowcy twierdzą, że w tych czasach nawet z sobą samym trudno wytrzymać bez konfliktów i ambiwalencji.
Jakie będą skutki rozpadu solomałżeństwa i czy skończy się na jednej sesji terapeutycznej?

3 komentarze

  1. Właśnie, właśnie. Mnie to na przykład przeraża najbardziej to, że wszystko dookoła mnie posuwa się. A ja nie. Nawet powyższego felietonu nie dałam rady przeczytać, ze zrozumieniem, bez użycia słownika. Ale też nie wszystkie hasła znalazłam. Na przykład, jak wpisałam “spryfton”, to wyskoczyło mi: “czy chodziło ci o chytry telefon?”. Nieśmiało nacisnęłam “tak”, to wyskoczyło mi “cwanyfon”. To ja czegoś takiego nie mam. A mój mąż powiedział mi, że jak nie zacznę się wkrótce posuwać, naprzód, ubliżając przy tym moim ukochanym niebieskim obłokom, to on mi zrobi takie dysturbancje, że pozostanie mi tylko, ten, masturbariat. Na koniec warknął: “I wtedy to już tylko meryjourself”. Wydaje mi się, że się przejęzyczył; przecież mówi się “merychristmas”. Ale dlaczego w środku lata? Może ktoś słyszał o kursach/szkoleniach posuwania się naprzód. Sama nie dam rady. Pozdrawiam.

  2. Droga Renato, w odpowiedzi na Twe niepokoje pragnę zauważyć, że mąż mógł równie dobrze powiedzieć Mery, Jozef, w celu, na przykład, wyrażenia własnej pobożności.
    Co do drugiej sprawy, to chętnie poleciłabym Ci jakieś kursy posuwania się, ale po przeprowadzeniu starannego riserczu upewniłam się, że dostępne są tylko szkolenia w posuwaniu innych, czyli kursy dymania klienta w rozlicznych branżach, od sprzedaży piramidalnej, aż po techniki oddychania pochwą dla wzmożenia kobiecej integralności waginalnej. Nie zawracaj sobie tym dupy i weź pod uwagę, że może wszystko dookoła Ciebie się posuwa tam, dokąd Ty posunąć się nie masz ochoty.
    W tych okolicznościach stanie w miejscu świadczy o inteligencji i odwadze, więc nie upadaj na duchu. Czuj duch!

  3. Dziękuję Admin za odpowiedź. Porady wzięłam sobie do serca. Czuj duch!

Leave a Reply