Felieton

Przerwa na gadu-gadu

Porozmawiajmy o pisaniu.
Jak widać po zawartości tej strony www, napisałam już słów bez liku. Nie wszystkie budzą mój zachwyt, bo ja się zmieniłam i mój sposób interpretowania świata też uległ zmianie.
Ale żadnego tekstu się nie wyprę bo doskonale pamiętam, że kiedyś pisałam z taką myślą: „trzeba coś z tym wszystkim zrobić”.
Naiwność i pasja.
 Współczucie i złość.
Tak mi się to teraz czyta, kiedy zaglądam swoich  tekstów z czasów pracy z krzywdzonymi kobietami.
Późno – lecz lepiej późno niż wcale – przyszło mi do głowy, że tym czym powinien zajmować się pisarz jest… opisywanie. Tyle.
Mam zaufać czytającemu i ograniczyć się do opisu.
Nie jest moją rzeczą dawać moralne wskazówki ani podpowiadać co i jak rozumieć.

A chciałoby się, a jak!
Duch Pułkownika nadyma się w ludzkich sercach i pragnie pouczać.
W moim też się różne rzeczy nadymają, nie tylko ten jeden duch:)

Pisząc Dziunię, jako powieść on-line podjęłam pewne wyzwanie. Ujmę to tak: wstawiam codziennie (jeśli tylko mogę) jedną cząstkę i chwilowo NIE zajmuję się całością.
Niesie to ze sobą ryzyko, że pisząc „do przodu” pominę jakiś istotny wątek lub po prostu jeden akapit potrzebny, żeby rozjaśnić całość. Żeby uzasadnić jakieś zdarzenie. Cokolwiek.
Rozumiecie, o co mi chodzi?
Tak, jak napisałam na samym początku, pewne rzeczy będą się zmieniać w trakcie pisania. Już niedługo zrobię wydruk tego, co jest i przeprowadzę surową samoocenę i Dziunioocenę.
Wtedy zrobię w tył zwrot i – tak jak zapowiedziałam – coś się nowego pojawi (bo raczej nic nie zniknie, chyba, że uznam, że użyłam zbyt wielu słów).
To, co czytacie on-line nie jest jeszcze kompletną opowieścią.
To jest szkielet zabudowany tym, co najważniejsze, lecz wymagający kosmetyki i zadbania o szczegóły oraz – być może – dobudowania jakiejś części. Nie mówiąc o drobnych literówkach i znakach diakrytycznych, które mi czasem umkną, jak to one.

Łatwiej jest opisywać postaci jednoznaczne, lecz jak widzicie Dziunia taka nie jest.
 Nikt nie jest, nawiasem mówiąc.
Przyjęłam rolę narratora, który swoje wie, ale woli się nie mądrzyć.
 Narratora który pokazuje paluchem:
a zobacz to, a zwróć uwagę na tamto.
To wymaga pewnej dyscypliny, także w wyrażaniu własnych uczuć.

Każdy, kto kiedykolwiek pisał (cokolwiek: bloga, pamiętnik, publikował w jakimś portalu) wie, że przy pisaniu emocje autora lubią się ujawniać nawet tam, gdzie zarzekamy się, że to tylko opis.
 Problem w tym, że nikt nie jest w stanie wznieść się nad własne oprogramowanie.

Dlatego sądzę, że Dziunia, zanim wyruszy na podbój świata musi zostać oczyszczona z moich nieświadomych zniekształceń. Z tego, co robię, aby ktoś ją polubił.
 Ja ją lubię.
 Wiem, że jest jedną z tysięcy Dziuń, które system musi złamać, bo nie może zrozumieć.
A już na pewno nie może tolerować.
Nie może tolerować odmienności, bo wymóg „bycia jak inni” jest dyktowany psychologią stada i strategią ewolucji.
Dlatego nic nie możemy zrobić dla Dziuni.
 Możemy tylko o niej opowiedzieć.

W tym miejscu pragnę podziękować Wam za to, co jest dla mnie jak skarb: za Wasze komentarze. Nie odpowiadam na nie w tradycyjny sposób, żeby nie wprowadzać bałaganu. To nie jest blog społecznościowy, zaledwie kącik literacki.
Ale moja radość z każdego komentarza jest ogromna.


Ania

Leave a Reply