Raport Pelikana
Zamiast chodzić na spacery z uporem zwiedzam ciemne zakamary, błąkając się po portalach informacyjnych inaczej.
Jak upiór w źle skomponowanej polit-operze, jak straszydło z wybałuszonymi ślepiami, na scenę wpadł i zaraz z niej wypadł jakiś podrzędny aktorzyna-taksówkarz przyodziany w żałosny fifrak i portki od dresu.
Jak to się skończy?
Czy ta żałosna figurka w chorej grze popełni samobójstwo w areszcie? Czy raczej nastąpi zgon w niewyjaśnionych okolicznościach?
A może nieznani sprawcy dobiorą się do niego ciemną nocą w pilnie strzeżonej celi? Przepraszam: pod celą.
Obejrzałam wideo z zatrzymania. Człowieczyna powtarza wyuczoną kwestię jak marny aktor, który jednak pamięta rolę. Kieruje tę kwestię w stronę kamery, wyraźnie podkreślając, kto był celem zamachu.
Logiki w tym nie ma żadnej, ale po co wariatowi logika.
Tylko chwila, stop orkiestra: czy to aby na pewno wariat?
A jeśli tak, to ktoś powinien zauważyć, że szaleństwo – wbrew powszechnym stereotypowym wyobrażeniom – także posiada wewnętrzną logikę i spójność.
Lecz nie w tym wypadku!
Śmierdzi mi tu z daleka.
Zalatuje jakąś spieprzoną operacją służb specjalnych.
Jakie służby, taka operacja.
Przypuszczam, że coś wymknęło się spod kontroli.
Bo hodowanie i kontrolowanie zajoba jest wyższą szkołą jazdy.
Nie będę się rozpisywać, nie jestem Julią Roberts i nie gram w filmie.
Sami sobie wyciągajcie wnioski, byle z sensem, nawet, jeśli brak w nich logiki dwuwartościowej.

Kto korzysta na destabilizacji państwa?
No, kto?
Traktuję siebie z dystansem.
Jeszcze większy dystans przyjmuję wobec tego, co sama powyżej napisałam.
Bo to brzmi tak idiotycznie, jak każda teoria spisku.
Historia pokazuje jednak, że niektóre z tych teorii okazują się – ubolewam – trafne.
Mam nadzieję, że się mylę.
Pragnę wierzyć, że samotnie działający, niezrównoważony psychicznie osobnik uległ rozciągniętemu w czasie impulsowi, starannie przygotował się do jakiejś porąbanej roli życia i poszedł na swoją urojoną wojnę.
Z przykrością zauważam jednak wiele niespójności. Zbyt wiele.
Zginął człowiek, inny został ciężko ranny.
Coś poszło bardzo, bardzo źle.
Odszczekam to wszystko tylko wtedy, jeśli wykonawca tej zbrodni okaże się jej autorem.
Czyli tylko wtedy, jeśli dożyje do procesu.
Coś tu nie gra.
Coś tu bardzo, bardzo nie gra, Ludziska.
ale przecież to widać, że nabrał wody w dzioba 🙂
Nie ważne co kto… gdzie i kiedy… zginęli ludzie, a te hieny polityczne zrobią z tego cyrk.
W pierwszym odruchu pomyslałem: „Czyżby to był jakaś prowokacja? Fascet zakochany w prezesie (nie, nie w tym Twoim Aniu, to znaczy nie tylko w tym), postanowił poświęcić się dla sprawy, zabić człowieka i samemu zgnić w więzieniu,na chwałę LK i JK. Wiadomo przecież na kogo to będzie – na Tuska, tego zdrajcę!”.
Ale oczywiście się mylę.
Pozdrawiam 😉
Ja patrzę pilne „kto korzysta”, a gołym okiem widać, kto się pcha na męża stanu i opokę demokracji.
Ale Twoja hipoteza Andy też wcale nie jest od czapy, zważywszy na nagły wzrost „zdarzeń” w formacji PiS. Maile, przbite opony (a pamiętacie „profesjonalne przekłucia” JK kilka lat wstecz? Zawsze miał obsesję zamachu).
Dobra pamięć i umiejętne wyszukiwanie w guglach daje do myślenia, co?
No i takie kuriozum: zbrodniczego taksówkarza przewieziono na badania do… izby wytrzeźwień. Trzeźwy był:)
Pozdro
Małpa
Jeśli dobrze odczytuję to Kaczyński zlecił zamach na swoich podwładnych???
Cieniutko u mnie z wyobraźnią bo ja bym tego nie wymyślił. Istotnie facet zogniskował na sobie nienawiść… słabowidzącą.
Tymczasem jest jak było i tak pozostanie bo i niby jakim prawem miało by być inaczej. Zanim człowiek zszedł z drzewa i nauczył się postawy wyprostowanej minęło sporo czasu. Wrażenie iż może się to stać z wtorku na środę musi pozostać utopią.
Dużo szczęścia potrzeba żeby nie stało się nic złego jeśli ktoś bawi się skomplikowanym urządzeniem, którego działania nie rozumie. Na dłuższą metę to jednak niewykonalne.
Generalnie polityką zajmują się miernoty. Ciekawe że każdy uważa iż może zostać politykiem a nie wpadnie mu do głowy by np. zostać skrzypkiem w Filharmonii.
Wobec tego nadal miernoty przekrzykują się z miernotami a głosujący na taką czy inną frakcję upodabniają się do kiboli, którzy skutecznie acz bez jakiejkolwiek klasy wyparli kibiców zapominając po drodze o co w tej grze chodzi i jakie są stawki.
Najmniej jednak szacunku mam do tzw. mediów zwanych którąś tam władzą. Nieważne co się czyta, czego słucha (wyjątki potwierdzają regułę), hieny ścigają się z szakalami w walce o padlinę.
Wchodzi się do otworu tym, którzy mają zdolność rozdawania pieniędzy i fuch (to zresztą to samo) co wprawdzie jest racjonalne, niemniej szpetnie cuchnie. Jeśli jednak ktoś się najął za psa, to nic nie poradzi – musi szczekać.
Smuta, wielka smuta.
E, gdzie tam Kaczyński. On tylko chwyta okazję, żeby podtrzymać płomień zniczy i pochodni. Kto zaś jest zdolny do takich akcji? Ten, co korzysta z zamieszania. Ten, co mu słupki poparcia rosną, ten co jet tam, gdzie dwóch się bije, żeby robić za rozjemcę. Ten, co ma wprawę w prowokacjach. Jak to sie teraz nazywa? Lewica starego pokolenia?
E, pierniczę głupoty….
Witaj Aniu, podobał mi się Twój felietonik. Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że żyjemy w teatrze, a to wszystko gra. Na pozornej wojnie PO-PiS partie te uzyskały praktycznie pełną władzę. Nie da się ukryć, że problemem w tym wszystkim jest Kaczyński. On ma duży problem związany z katastrofą. Zadrwiono z Lecha organizując obchody na poziomie premierów. To jest bezsporne, więc Lech musiał stworzyć sobie odpowiednią oprawę. Tej liczby i takich gości Polska nie miała możliwości przewiezienia. Bo musielibyśmy wysłać co najmniej 7 samolotów. Każdy dowódca wojski powinien lecieć niezależnym (przepisy NATO). Było ich 6. Do tego Prezydent, drugi prezydent. Upchali wszystkich w jeden samolot i zamiast dmuchać na zimne, odczekać na zmianę pogody, odlecieć na inne lotnisko i nawet po godzinie wrócić, ci postanowili sprawdzić czy aby się im nie uda. Ewidentna wina Lecha. A prawdopodobnie decyzja wspólna Lech – Jarosław. Bo cóż nowego mógł wiedzieć Jarosław o zdrowiu matki o godzinie 8:30. Jarosławowi potrzebny kozioł ofiarny. No więc bawią się chłopcy. Obrzucają czym się da. Gawiedź ogląda to jak mecz piłki nożnej. A sprawy ważne dla Polski leżą. Ech, chyba to ta jesienna aura, że mam nieciekawe myśli 🙂