Coś dla ochłody

Upalna pogoda narzuca pewne ograniczenia.
Należy zachować daleko idącą ostrożność higieniczną i myśleć trzeźwo (to jest możliwe, serio) nim się coś zapakuje do ust.

Zatruć się łatwo, bo wszelkie małe i wredne stworzenia w gorącu szybko się mnożą, a mnożą się przez podział.
Zauważcie zabawną analogię do dynamiki rozwoju partii politycznych – one też się mnożą przez podział.

Ostrzeżenie przed niefrasobliwym spożyciem nadpsutej z gorąca żywności winno zostać odniesione także do strawy o charakterze umysłowym. Do tego medialnego gulaszu, serwowanego przez prawych, lewych, konserwatywnych i liberalnych, kolektywnych i indywidualistów.
Za okres gorący w polityce zwykło się uważać czas wymiany technicznej polskich prezydentów.
Może z tego upału dwóch przegrzanych panów egzaltowało się, nosząc transparent z napisem „Habemus Praesidentem”.
To znaczy mamy prezydenta.

Ale przedtem też mieliśmy, i jeszcze wcześniej.

Reakcje ludu polskich miast i wsi są spolaryzowane, lecz to akurat nic nowego, bo lud ów jest spolaryzowany sam w sobie z dziada pradziada i baby prababy.
Jedni egzaltują się radośnie, drudzy posępnie.

I tak jest od czasów Adama i Ewy, bo wcześniej ponoć panowała zgoda i jednomyślność, skoro nikogo nie było.

Teraz wszyscy jesteśmy we wzajemnej opozycji, więc jedni głoszą, że wraz z prezydentem Dudą idzie nowe, a drudzy, że wraca stare. Jedno i drugie spostrzeżenie ma sens, bo jeśli starego przez jakiś czas nie było, to zrobiło się nowe.
I na odwrót.

Za kilka/kilkanaście lat ludzie znowu odkryją, że trzymanie za mordę z prawej (i sprawiedliwej) strony jest tak samo nieprzyjemne, jak trzymanie za pysk od strony lewej (i kolektywnej).
Czy cię do posłuszeństwa zmusza facet w sutannie czy osobnik w mundurze, jeden czort.
Zawsze tak samo boli, uwiera, gnębi i wku… wkurza, że nie jesteśmy i nigdy nie będziemy całkowicie wolni.

I – odpukać – Bogu dzięki!

Do końca życia nie przestanie mnie złowrogo fascynować ta siła nawykowej nienawiści do inności, jaką prezentują wszelkie zwierzęta z człowiekiem na czele. Jako ssaki naczelne zajmujemy czołowe miejsce i wiedziemy prym w zwalczaniu się nawzajem.

Ponieważ jednak, będąc wstrętnym nienawistnikiem z natury, człowiek ma ambicje by jednocześnie używać intelektu, wymyślono i do użytku przeznaczono specjalne narzędzia, mające nas okiełznać.
Taki okiełznany naczelny ssak robi się bardziej do ludzi podobny.

Alternatywne rozumowanie:
Taki okiełznany, potulny (owieczka) człowiek staje się bardziej podobny do swego Stwórcy.

Wiecie, o jakich narzędziach do trzymania za pysk ja tu piszę, prawda?
O zakazach.
(Przy okazji przyjdą nam na myśl także nakazy, ale nimi się dziś tu nie zajmuję, nie wszystko na raz.)

Każdy zakaz jest w swojej istocie pogwałceniem mojego prawa do używania wolnej woli.
Ergo wszelkie zakazy są przyrodzoną cechą totalitaryzmu.
W ujęciu ilościowym – im więcej zakazów, tym bardziej totalitarna, przemocą trzymana w ryzach społeczność.

Teraz, dla ochłody umysłu przed przegrzaniem trującymi ideami, stwórzmy sobie mały, podręczny model (modelik?) idealnej społeczności.
Społeczność Idealna to taka, w której wolno wszystko, co nie jest zakazane, a zakazane jest wszystko, co się może nie spodobać. Ponieważ zawsze się znajdzie ktoś, komu się coś nie spodoba, należy zakazać wszystkiego.
Rzeczy, które w danym dniu są dozwolone są ogłaszane raz dziennie z telewizora (alternatywnie: z ambony). 
Jeśli przedział dobowy miałby się okazać zbyt długi, można wprowadzić rytm godzinowy.

Na przykład dozwalanie czterogodzinne:
Od pierwszej do piątej otyli mogą wyśmiewać się z łysych i nawzajem.
Od piątej do dziewiątej zwolennikom inseminacji zezwala się na urąganie wegetarianom i wyznawcom prymatu jaja nad kurą.
Od dziewiątej do pierwszej czciciele Wielkiego Kapuścianego Głąba mogą nakopać werbalnie ateistom i miłośnikom zembołków bagiennych.

I tak dalej, i tak dalej, wszyscy bardzo szczęśliwi i duchowo spełnieni, bo dla każdego znajdzie się ten przedział, w którym może wyrazić swoją pogardę wobec innych.

Wizję tę, zrodzoną z upału i gulaszu medialnego, dedykuję wszystkim, którzy sądzą, że karanie więzieniem za obrazę czyjejś godności może być remedium na całe zło. Tendencja do kryminalizacji tak zwanej mowy nienawiści, z angielska zwanej hejtem jest – moim zdaniem – ślepą uliczką. Przy całej swojej słuszności ideologicznej (świat bez nienawiści, hej! Jaki ładny obrazek!) droga ta wiedzie do praktyk totalitarnych.

A ponadto:
Zakazać mowy nienawiści?
Człowiekowi?
To brzmi tak samo fantastycznie, jak pomysł, żeby w ogóle zakazać mowy.

Felieton został opublikowany w Tygodniku Ciechanowskim nr 32/2015

10 komentarzy

  1. Ptaki odlatują do ciepłych a ja nadlatuję tu. co tu taaaaaak cicho jak makiem zasiał? Fajny wpis, jeju ostry i w punkt.

  2. Nie wiem, jak Ci odpowiedzieć, Dżo. Najlepiej prawdę? Odpowiedź na Twój komentarz niemal przekracza moje siły, ale oto zebrałam całą energię i rzucam się na oślep w internet.

    Coś mi się stało. Nie wiem, czy to PTSD czy odmiana fobii społecznej czy całkiem nowy syndrom: Boję się BYĆ w sieci. Oczywiście to jest duże uproszczenie, bo to nie jest taki czysty lęk, jak agorafobia, tylko zestaw przykrych odczuć i myśli związanych z aktywnością w necie. Poczucie bezsensu tegoż. Daremności jakiejś.
    Słyszałam o odwrotnym objawie, że ktoś ma lęk przed odłączeniem od sieciowej wspólnoty. U mnie wszak zawsze musi być na opak, prawda?

    Tym wpisem, który zgrabnie udaje odpowiedź na komentarz spróbuję przełamać to, co mnie pogięło.

    Minione lato dało mi w kość, ogołociło ze złudzeń co do różnych, z pozoru trwałych części rzeczywistości. Może dlatego pozostała reszta wydaje mi się nierzeczywista.

    Kłopot w tym, że nie odjechałam w żadną psychozę, nawet depresja się mnie nie ima. Tylko jakby mnie nie było, a na to nie ma żadnej terapii, poza ustawicznym szczypaniem się, aż do posinienia.

    Może mi przejdzie. Może nie. Jakaż to różnica….

  3. Puk, puk, jest tam kto.
    O lecie zapomniałam. Jesień niby jeszcze jest, tylko za oknem dziwnie.
    Na drzewach kolorowe liście , w skrzynkach balkonowych kwiaty, zielona trawa a wszystko posypane białym puchem. Ładnie, tylko dlaczego tak zimno. ;–)

    Aniu, pozdrawiam ciepło w pierwszy zimowy dzień .

  4. Ach, Roma, dziękuję za pamięć.
    Jestem bardzo zmarznięta, chociaż śniegu u nas nie było. Za to jest mroźny wiatr a nocami minus dziesięć.

    Niezbyt udanym pomysłem Wielkiego Programisty było wyłysienie ludzkiego cielska, które jakby przyszło w pakiecie ze zdolnością do metaczynności i innymi zbędnymi mi dzisiaj właściwościami (empatia, kody moralne). Te mogą nawet szkodzić, jeśli ktoś chwyta, co ja mam na myśli. Jeśli nie chwyta, to też dobrze. Zresztą pewnie bym mogła osiągać metapoziomy mając solidne, gęste futro. Patrzę, jak te kocie mądrale stroszą futerko i zazdroszczę. Te nie muszą się martwić o opał i ubranie. Czyż nie czyni ich to uprzywilejowanymi bytami? Zimą, oczywiście:)))) Brrr. Brrrrr. Brrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!

  5. Futrzasty świat zimą, a na lato ….. depilacja, ha ha
    Mogę być białym misiem polarnym i przespać całą zimę.
    A Ty o czym marzysz?

  6. Phi, o czym ja marzę? Żeby mi było ciepło i raz na jakiś czas o gorącym prysznicu. Marzenia ściętej i śniętej głowy.

  7. „Habemus Praesidentem”. Teraz Oni mają Prezydenta. Bo w Polsce już tak jest, że zawsze Prezydenta ma tylko połowa narodu i to z końcem kadencji ulega zmianie. Nigdy nie ma takiej opcji, aby wybrany, był Prezydentem wszystkich Polaków.

  8. Tak, podziały na mych i onych wydają się jakąś biologiczną koniecznością, może są zakodowane w biosie i wszyscy cierpimy na organiczny imperatyw dzielenia i antagonizowania wewnętrznego i zewnętrznego. Wszystko się ze wszystkim żre i warczy. Z lewa i z prawa. Z za i z przeciw. Z hetero i homo i bi i trans. I tak dookoła, a my wszyscy bęc:)

    Ja jeszcze nigdy nie miałam prezydenta.
    Ciekawe, jak to jest mieć prezydenta.
    Może ktoś miał/ma i zechce się podzielić tym doświadczeniem?
    Chętnie się dowiem.
    W zamian mogę opowiedzieć, jak to jest nie mieć prezydenta.

  9. Miałam kilku Prezydentów, bo nawet jeśli nie “mój”, to wybrany demokratycznie, więc szanuję.Choć czasem się zastanawiam nad istotą demokracji, czy zawsze ma rację, bo czy większość może mieć rację, skoro większość jest raczej przeciętna, a wybitne są jednostki? Czasem zaś, dumam, czy to co właśnie nazywamy demokracją, w istocie nią jest. Bo czy można w imię demokracji nakazywać sumieniu?

  10. Sumieniu się nie nakazuje w demokracji. To domena totalitaryzmów. W demokracji sumieniem się handluje. Istnieje bardzo rozbudowany, podziemny, lecz zupełnie legalny, ukryty pod fasadą żargonów i metek lecz bezwstydnie wyeksponowany rynek ludzkich sumień. Tam można sprzedać i kupić każdą podłość.

Leave a Reply